niedziela, grudnia 27, 2015

NORGES LOVER (109) Każda tęcza ma dwa końce

Którejś z niedziel szefa zastępuje jeden z szoferów, co tu dużo mówić, oblech. Uśmiecha się do mnie, a ja z tego uśmiechu staram się wydestylować czyste intencje. Daje mi dodatkowe trasy, pyta, czy chcę więcej... Nieba mi nadstawia. Liczę, że docenia we mnie profesjonalizm, nie ryja. Niestety. Kilka minut po rozstaniu dostaję sms z zaproszeniem na Kakao-Talk... Czymkolwiek to jest, nie brnę głębiej.

W następnym tygodniu gość nie daje mi żadnych dodatkowych tras i już się tak obleśnie nie uśmiecha. Miłość naszą stłumiono w zarodku, lub jeśli uwzględnić konsekwencje dla mnie: w zarobku. No, takie tango - każda tęcza ma dwa końce.

Coraz więcej jest mężczyzn, którzy odnajdują się w towarzystwie kobiet (męski social intensity syndrome), donosi Philip Zimbardo. Pozostali upadek wzorców męskości odreagowują przez porno i gry komputerowe. W UK bardziej prawdopodobne jest, by nastolatek miał w domu telewizor niż ojca. Tymczasem w Syrii bardziej prawdopodobne jest, by dom miał telewizor; ojciec z nastolatkiem są w drodze do Norwegii.

Nie dostrzega tego jeszcze wrześniowy Bistandsaktuelt, pytając, czemu to nie syryjskich nastolatków z sypiącym się wąsem, ale dziewczynki do 5 roku życia wybiera 9 na 10 norweskich rodzin, którym oferuje się zdalną adopcję.

Plan - jedyne biuro umożliwiające tu takie wsparcie konkretnego dziecka - przyznaje, że samo podkreśla szczególnie trudną sytuację dziewczynek. O wyborze wieku decydować ma już jednak fakt, że wśród dawców przeważają rodziny z małym dzieckiem, i jako takie chciałyby wspierać jego rówieśnika.

- To nie dlatego, że małe dziewczynki są najsłodsze - stwierdza kategorycznie przedstawicielka biura. Cóż, mała dziewczynka jaka jest, każdy widzi - na okładce następnego numeru Bistandsaktuelt słodka Libanka, na oko czterolatka.

poniedziałek, grudnia 21, 2015

NORGES LOVER (108) Cześć Tereska!

Jeszcze nigdy dziewczyny, które rzucałem, nie były tak szczęśliwe. Na pierwszych stronach gazet reprezentacja piłkarek ręcznych po zdobyciu kolejnego złota. Po siedmiu tłustych latach siedem chudych, jak cytują tu jakiegoś I. Moseboka - ale w reprezentacji obowiązuje inna księga, mówią: po siedmiu z rzędu razach w finale wcale nie mają zamiaru się zatrzymać.

Myślałem długo nad rzekomym podobieństwem dziewczyn i pracy i zrozumiałem wreszcie, że jest ono złudne i powierzchowne. Z pomocą przyszedł mi Karol Marks, wyjaśniając różnicę miedzy konsumpcją a samorealizacją. Pierwsza przychodzi łatwo i powoduje szybkie zaspokojenie, a co za tym idzie rychły głód nowych doznań. Doznania i zadowolenie z drugiej wzrastają i umacniają się z czasem: żmudne z początku ćwiczenia zaczynają przynosić radość w miarę postępu umiejętności.

Odpowiednią strategię przyjęła więc Therese Johaug, udzielając wywiadu po pierwszym biegu w tym sezonie. «Spokojnie, za nami dopiero jeden weekend...» rzuciła z ekranu, patrząc mi prosto w oczy, po czym dodała: «Jeszcze ich wiele przed nami!». Jadłem akurat pizzę u Libana przy ulicy nomen omen Teresy. Któż inny mógł więc zostać oficjalną muzą tego bloga, odkąd Marit Bjørgen jest już dla nas stracona (trafiona - zapłodniona)? «Będziemy trzymać dłoń na jej pulsie, co samo w sobie wydaje się już przyjemnym zajęciem», jak rzekł Kydryński.

Czymże byłby jednak związek mężczyzny i kobiety bez challengerki, którą dotąd była Tereska? W tej roli doskonale zapowiada się Heidi Weng, choćby dzięki uroczemu zapewnieniu z tego samego weekendu: «Bywam największą idiotką świata». Po tym jak za wcześnie zjechała na metę, chcąc już skończyć bieg, obiecuje nie spocząć na laurach. «Jestem zdolna do wszystkiego» mówi i dodaje obiecująco: «Następnym razem może pobiegnę w drugą stronę?». Czemu nie? Wiadomo przecież, że pobiegnie tam, gdzie ja stanę.

piątek, grudnia 18, 2015

NORGES LOVER 0(1)07 Garść sznurówki (Quantum of Shoelace)

Pisałem już, że tutejsza dyrekcja dróg i autostrad wydaje trzy razy więcej na konsultantów niż na asfalt. A ilość tego jest imponująca. Doszło nawet do tego, że w gazecie był dodatek pt. «30 stron asfaltu». I ja to musiałem nosić! Innego dnia: «6 stron świata». Ja uczyłem się o czterech. Ale cóż, kiedy w podstawówce uczyłem się o oceanach, były tylko trzy, a teraz słyszę już o pięciu.

Ale co tam oceany... Kiedy w podstawówce uczyłem się o płciach, były raptem dwie. I to już okazuje się być wiedzą wiedza zupełnie niekompletną. W gazecie napisali, że bezrobocie w grupie wiekowej wyniosło 4,4%, z czego wśród mężczyzn 13, a wśród kobiet 9,6. Jak by nie liczył, musi gdzieś być coś na podobieństwo ciemnej materii w tej układance. Trudno więc dziwić się, że z rezerwą podchodzę do nagłówka: «Pięć na dziesięć kobiet nie wie, jaką będzie miało emeryturę». Pozostałe pięć może po prostu nie zdawać sobie sprawy, że są kobietami.

Przypomina się, jak argentyńskiemu urzędowi statystycznemu tak weszło w krew fałszowanie liczb, że nawet w windzie nigdy nie wiedziałeś, na którym piętrze wysiadasz.

Z myślą o specjalnym odcinku z numerkami już dwa bondy temu (stąd ten tytuł) zacząłem zbierać różne statystyki. Tyle że teraz albo się już zdezktualizowały, albo nie bardzo sam wiem, czego dotyczyły. Toteż poniżej kilka okrągłych liczb z ostatniego czasu.

Minęło 70 lat od śmierci Muncha, i każdy może sobie w zgodzie z prawem sprzedawać kubki z jego malunkami. Proceder przybrał koszmarne oblicze.

Raz w miesiącu rzucam pod drzwi V60. Bariści podskoczą z radości. Ale nie, to taki magazyn "Vi over 60" - My po 60-tce.

«50 odcieni śmieci» - to jedyny komentarz pewnego filmu, który wypada przytoczyć na tym eleganckim blogu.

40 lat kończy dziś Sia, znana z ostatniego hitu o żyrandolach (aż dziw, że Bronek nie sięgnął po niego w kampanii), a w latach 90. dająca głos mojej ukochanej formacji Zero 7.

Niemal 30 proc. biomasy Amazonii stanowią mrówki - napisał piątkowy magazyn D2 w artykule poświęconym temu przysmakowi kuchni brazylijskiej. To szok dla Norwegów (drugi najmniej zaludniony kraj w Europie), gdzie nawet mrowiska są wyludnione (wymrówczone?).

Na trop doprawdy bondowskich liczb trafiłem za to niedawno, zastanawiając się, w jakiej części miasta założyć skrytkę pocztową. Wybrane instytucje mają w Norwegii własne kody:

0244 ambasady, 0340 państwowa telewizja, 0840 związki sportowe i komitety olimpijskie, 2225 urząd statystyczny, 2235 urząd arcystatystyczny (totolotek), 4609 zoo, 8910 rejestr przedsiębiorców.

Natomiast licencję na zabijanie mają m.in.: parlament (0026), ministerstwa (0028), kluby książki (0040), koleje państwowe (0048), linie lotnicze SAS (0080) oraz otwierające listę jedynka (0001) dla Poczty jako instytucji i binarna dwójka (0010) - dla króla.

środa, grudnia 09, 2015

NORGES LOVER (106) Mysteriöse Ways

Jest i Marius! Przed ośmiu laty funkcjonujący jako lokalny Mistrz Yoda naszego punktu, dumnie zasiadający na wzgórzu chwilę przed przybyciem gazet. To on pokazał mi wtedy, jak sprawdzać w PDA odjazdy furgonetek z drukarni. Pomyśleć, że dzień w dzień przez te wszystkie lata przychodził tu roznosić gazety, podczas gdy ja... właściwie to nie wiem, co w tym czasie robiłem.

To skłania mnie do rozmyślania nad drogami, jakie przebywamy, aby znów się z czymś, kimś niespodzianie spotkać. I nad drogami, których tym samym nie przebywamy. Co jak wiadomo, frapowało szczególnie Einsteina. (Dziś wystarczyłoby, aby zamiast w kosmos wysłał jednego bliźniaka do Brukseli).

I my z Mariusem, niczym te bliźnięta, nawet spodnie nosimy takie same, rzemieślnicze z licznymi kieszeniami na klucze. On ma jeszcze dłuższą wąską brodę, a że i ja zapuściłem, prezentujemy się jak połowa zacnej kapeli metalowej. Co jest o tyle trafnym porównaniem, że Marius zadaje mi zdradliwy cios niczym sesyjny basista Mayhem... odchodzi. Fizyk by rzekł, że mamy ten sam spin, nie ma więc dla nas obu miejsca na jednej orbicie. I tak się też dzieje: przejąłem po prostu trasę Mariusa.

Na nowej trasie mam lokal Hendrix Ibsen, którego koncept brzmi: kawa, piwo, winyle. Wchodzę tam za dnia i od drzwi pytam: Tego czarnego to znam, ale ten drugi, biały, to co gra, country? Okazuje się, że wiele ryzykuję takim żartem, bo za barem stoi sam założyciel, i to nie tylko tego miejsca, ale i Oslo Kaffebar, do którego pielgrzymowałem w Berlinie.

Na półce z winylami odkrywam EP-kę z pierwszą moją ukochaną pieśnią U2 (teledysk w MTV!): Mysterious Ways. Od razu notuję tytuł na liście do zakupienia, z tym że niemiecka autokorekta w telefonie robi swoje...

To mi nasuwa na myśl niedawny koncert Motörhead w Oslo, który mało co, a byłby się nie odbył. W Niemczech odwołano kilka koncertów ze względu na zdrowie gitarzysty. Jednak Lemmy Kilmister, który w wigilię skończy 70-tkę, ma się podobno wyjątkowo dobrze. Nabawił się wprawdzie cukrzycy, musiał więc zrezygnować z coli i zamiast Jack&Cola pije teraz wódkę z sokiem pomarańczowym. Najważniejsze, że słucha lekarzy: po zaleceniu, aby pić wodę, zaczął wrzucać do drinka dwie dodatkowe kostki lodu.

sobota, grudnia 05, 2015

NORGES LOVER (105) Moneypenny Blues

Rzucają mnie tak po całym regionie, tj. po Zachodnim Brzegu, co tłumaczyłem sobie dobrymi notowaniami u liderów. Ale rzeczywistość jest chyba mniej dla mnie łaskawa... Oni mnie po prostu sobie odrzucają jak gorący kartofel.

Pracodawca raczej już pojął, że mu się nie opłacam. Jestem poprawny do bólu, a bólem tym są mniejsze zyski. Z każdej trasy przynoszę zestaw zmian...
Gdzie nie wkroczę, zawsze znajdę klienta, któremu dotąd źle dostarczano gazetę, kto wie, może latami?, i ten, zorientowawszy się, anuluje subskrypcję.

Kiedy już wszyscy od lat dobrze mi znani liderzy central mieli mnie dość, podrzucili mnie Bjørnarowi w centrali na Fredensborgu. Tym samym wróciłem do źródeł: dostałem zadanie przeszkolenia nowego roznosiciela akurat na osiedlu, na którym sam zaczynałem przed ośmiu laty.

Dziś, mając doświadczenia z całego Zachodniego Brzegu, dobrze wiem, że było się stąd nie ruszać. Ale to właśnie to, co znamy pod pojęciem «dylematu sekretarki». Gdybym wtedy wiedział... Ale aby się dowiedzieć, musiałem się właśnie wyrzec. Jak Bond miłości Moneypenny... więc to pewnie stąd ta «sekretarka».

I gdy tak przemierzam znane sprzed lat korytarze Pilestredet Park, rozpoznaję niczym geolog nieodmienne przez epoki wzorce. Jak gdybym ostatni raz był tu wczoraj: ten sam zestaw gazet pod te same drzwi, ten sam zapach kawy unosi się w powietrzu, kiedy on wychodzi już z domu, a ona jeszcze się pudruje. Nie zmieniło się nic, co najwyżej ta ona (albo że może to już drugi on).

Szkolę chłopaka z Etiopii, mniejsza o imię, mam do nich talent niczym Kydryński. Nazwijmy go więc dla ulatwienia Gebreselasje (to taki ich Janek). Głośno komentuję. Widząc rząd figurek kotów na ostatnim piętrze, mówię:
- Przecież tu stał kiedyś tygrys!
- Ale żywy? - wypala Gebreselasje.
- No tak, to było już przecież siedem lat temu... - cedzę ze spuszczoną głową.

Pewne rzeczy jednak muszą się zmieniać. Dociera to do mnie w akademiku, gdzie nic już się nie zgadza. Nie rzuciwszy gazety pod drzwi z plakatem Transformer Lou Reeda, ba, nawet obok nich nie przeszedłszy, pojąłem wreszcie istotę studiów: one są przejściowe!

Na szczęście pracuje tu wciąż Gustavo! Teraz już tylko w niedziele, za to na trzech, czterech trasach. Gdy wracam po szkoleniu, dzielę się z nim opinią o swym podopiecznym. Szczerze, mówię, myślę, że się nie nadaje. Po drodze nie zebrał żadnej puszki! A zbieranie pustych butelek i puszek na trasie to nieodzowna czynność nosicieli gazet z Afryki, szczególnie obfita w weekendy. Opowiadam, jak raz jeden taki w czasie szkolenia zebrał ze sto puszek, ale pogubił gazety... Gustavo mówi, że to jeszcze nic: on szkolił raz takiego, co nie tylko zbierał, ale jeszcze dopijał!