sobota, listopada 15, 2003

Christian'S EX (6) Machina

Nie, nie będzie o studiowaniu Lary, choć można mieć taką nadzieję, widząc tytuł.

Może więc o „Sexie w wielkim mieście“? Może tylko tyle, że nie wszystkie pomysły w tym filmie są godne polecenia. Na przykład nie polecam zrywać na naklejanej karteczce zwanej post-it. Zresztą, w ogóle, nie polecam. Dla scenarzystów tego filmu świat taktowany jest jednak zerwaniami. „Pamiętacie, jak kiedyś słowo BREAK miało takie przyjemne znaczenie? COFFEE-BREAK, BREAK-DANCE... A teraz tylko... BREAK DOWN, BREAK UP...“ (Przytoczone z pamięci)

No, ale mamy swoją własną konkurencję dla tego filmu i wcale nie mówię o serialu z Pazurą: W ocenie Nałęcza, Błochowiak jest „kobietą ze wszech miar wyzwoloną i od poglądów staroświeckich jak najbardziej daleką“. Zastrzegł jednak, że sprawdził i że wszystkie jej "rozbierane" zdjęcia, jakie zdarzyło mu się oglądać w różnych tygodnikach, są fotomontażem.. Błochowiak nie Beger, sianem się nie wykręci.

Obejrzałem w MTV weekend „Britney vs. Christina“ i dowiedziałem się wielu rzeczy. Na przykład, że Justin Timberlake był z Britney, ale ona teraz całuje się z Madonną. Dobrze rozumiem jej wybór, Madonna ma przecież taką uroczą szparę między siekaczami. Tylko czekać, jak wzrok Britney padnie na mnie.

Ale ja jednak przekonałem się do Christiny Aguillery, nie tylko przez skojarzenie z miastem o herbie Ce-cztery. Jest z niej w ostatnim teledysku doprawdy fenomenalna murzynka. Podziwiam. Potrafiła - dosłownie - zerwać ze stereotypem białej blondyny. W Polsce nie każdy to potrafi. Oto wypowiedź na forum, o zmianie czasu na zimowy: „Dlaczego zmienia się czas narażając się na kosztowne zmiany m in rozkładów jazdy pociągów, jeśli wystarczyłoby ogłosić, że jutro idziemy godzinę później, lub wcześniej do pracy?

Okazuje się, ze mam sporą konkurencję w show biznesie błaznów internetowych. Wymagało to podjęcia męskiej decyzji - wróciłem więc do kraju, by stawić czoła konkurencji. Szwecja jest więc już moją EX.

Teraz znów siedzę w biurze, ale wolę już nie komentować głośno pracy, bo tutaj rozumieją język. Zostało mi jednak jeszcze trochę zapisków z pobytu w Szwecji. Seria więc jeszcze trwa. Niektórym ku uciesze czytania, niektórym ku uciesze kasowania - co kto woli. Potrafię zadowolić szeroką klientelę.

Niektórzy nawet czują radość odpowiadania, za co im dziękuję. Szczególne podziękowania należą się jednak Oli Jakubowskiej. Chcę Cię uspokoić, droga Oluchno: poprawki, które przysłałaś do mojego tekstu, zostały naniesione już przez serwer pocztowy, tak że inni dostali poprawioną wersję. Leszek także. Niech się święci 22 lipca! Kęs czekolady Wedel, commercial-BREAK.

No tak, widać już, żem na pewno w Polsce. Z tej okazji ogłaszam konkurs na tłumaczenie nazwy PTTK na angielski. Oficjalne na stronie pttk.pl powala z nóg. Raczej bym zgadywał, że chodzi o Towarzystwo Przyjaciół Mrągowa albo młodzieżówkę PSL-u.

* * *

Co ja słyszę, Polska gra z Serbią i Czarnogórą. Ech, te bałkańskie bandy, nie wyplenisz ich. Jak nie Bośnia i Hercegowina, to następni, jak spod ziemi. Zawsze underground i dwóch na jednego. Czy ktoś kiedyś widział, żeby w jednym meczu było na raz 11 czerwonych kartek, i to dla jednej drużyny? Nie! A tylko to sprawi, że mecz będzie wyrównany!

W Szwecji wszyscy byli podnieceni grą Szwedek w piłkę nożną. Ja też, nie powiem, byłem zauroczony. Trochę przypominało to wrestling. Szkoda, że na trawie, nie w błocie. Na taką kopaninę boisko za małe. Kobiety grają zupełnie jak Polacy, całkiem niezespołowo. Strasznie ciekawie byłoby zobaczyć mecz: Polacy - kobiety. Byłby wyrównany, o ile by się spotkali na boisku.

Takie unisex kombinacje stosuje się już w tenisie. Ktoś rozstawił niejaką mademoiselle Mauresmo do meczów z kobietami. Kariery w sporcie nie zrobi, ale w branży filmowej zawsze znajdzie się nisza dla kogoś z aparycją Frankensteina.

Ale poza tym z meczów tenisa płynęły same przyjemne spostrzeżenia. Zauważyłem, że tenisistki pod spódniczkami noszą bokserki. Ciekawe, czy bokserki odwdzięczają ten gest, walcząc w tenisówkach? Trzeba to będzie zbadać.

* * *

Moje szwedzkie mieszkanie mnie przerastało. Prawdziwy Polak już by je podnajął i zarabiał. Na tarasie byłoby pole namiotowe. W lodówce bank sp... ółdzielczy.
W Słubicach, gdzie wcześniej mieszkałem, kibelek był tak mały, że lepiej było nie zamykać drzwi. Mogąc sobie obserwować cały pokój zrozumiałem, jak czuje się kot w kuwecie. A to ważne, by starać się zrozumieć punkt widzenia partnera.

Teraz znowu w Słubicach. Mieszkanie piętro wyżej, już na poddaszu, zasługuje na miano mojej prywatnej Ikei. Był taki film, amerykański był, „My private Ikea-Poddaho“. Od dziś zacznie przesiąkać zapachem indyjskich kadzideł. Brakuje jeszcze tylko Chagalla na ścianie.

Wasz, w stanie spoczynku członek
Polish Tourist Country - Lovers' Society
Yupppi, ey!
Mikita.

¤ ¤ ¤
Dodatek:
ze słownika obsługiwacza szwedzkiego komputera (6)
„Sidan kan inte visas“
¤ ¤ ¤

Michal Borun, Praktikant, Kristianstad - Region Skåne