piątek, października 24, 2003

Hans Christian Pamela Lee Andersson (5)

Marge Simpson do męża, Homera, występującego z gwiazdami rock and rolla: „Och jestem z Ciebie taka dumna, to tak jak ty byś był Homer Simpson McCartney, a ja Pamela Anderson Lee McCartney!“ Ech, ci faceci(*)...

Naprzeciwko mnie mieszka jakaś Lara. Od początku chcę do niej zapukać. Pretekst już wymyśliłem. Ktoś się pomylił, produkując jej tabliczkę na drzwi i tak, na tabliczce, zamiast drugiej litery „a“ w jej imieniu jest litera sąsiednia na klawiaturze. Ale wstrzymuje się jeszcze z pukaniem. Może to ona pierwsza zapuka do mnie i zapyta: „A Panu jak na imię, panie Powiat“? Moje drzwi noszą bowiem dumną tabliczkę „Landstinget“.

Śnił mi się dzwonek do drzwi. I nie wiem, czy ktoś dzwonił czy nie, bo dopiero przez to zajście nad ranem sprawdziłem, że mam w domu dzwonek. Przy okazji, okazało się, że jest i balkon. Po trzech tygodniach pobytu tutaj. Cóż, lepiej późno niż wcale - za tydzień wyjeżdżam.

Za to pod drzwi ktoś podrzucił mi książkę telefoniczną. Posądzając, że to znak od Lary z naprzeciwka, zacząłem ją uważnie studiować (książkę, nie Larę). I naliczyłem w niej 1734 Anderssonów. Mogłem się pomylić, bo to 17,34 razy tyle, co człowiek ma palców u rąk, a skarpetki ściągam tylko do mnożenia. Przeliczę jeszcze Gustavssonów, Hakanssonów, Johanssonów, Nilssonów, Olafssonów, Perssonów, Peterssonów, Svenssonów i innych takich. Jeśli któryś pobije Anderssonów, opublikuję nowy wynik badań. Ale to ciężka praca, doktorska niemal.

Jest tu bowiem więcej ciekawostek. Kiedy ktoś nazywa się Carlsson, i tak jest wypisany pod literą K - nazwiska są grupowane fonetycznie, według brzmienia. I tak Carlssonowie wypisani sa ciurkiem z Karlssonami, posortowani łącznie według imion. Tak samo nie sprawia różnicy, czy ktoś jest -sson czy -son, pojawiają się na przemian. Ericssonów (Eriksonów), we wszystkich możliwych pisowniach jest ok. 400. Nie ma żadnego Sony Ericssona. Może nie mają telefonów stacjonarnych? Pewnie same komórki. Nie ma wśród Andersenów Hansa Christiana, no bo i skąd, jak Duńczykow przepędzili Szwedzi, pisałem o tym wcześniej. Wśród Bergmanów nie ma Ingmara. Musiał im się tylko jeden taki udać w całej Szwecji. Jest tu za to jedna Marie Friedrikson, ale bez Peera Gessle (para z Roxette).

Z polskich tropów, sa Domanscy (ale ulicy Domańskiego nie ma), Dorozynski jest Jan Ignacy. Jest Kuz, Ryszard, Piotr Stefaniak. Na szczęście nie ma Leszka Millera, będę spał spokojniej. Jest dwóch Kowalczyków o szwedzkich imionach, jednak pani Kowalcyk zwie się Jadwiga. Nie ma Kowalskich, chyba że wpisano ich ciurkiem ze Schmidtami. Nie ma nowak Nawetów! No i nie ma Boruna! No tak, powinienem przeciez szukać pod Landstinget: „Nazywam się Powiat, Michał Powiat, panno Croft...“

Dla znajomych mojego kota - nie ma żadnego Szmatlunda, jest za to jeden Bjoerklund. Bjoerków jest 86, w tym Alf i Ola. Imion Bjoerk nie liczyłem. Ludzi o nazwisku piosenkarki Bjoerk, czyli Gudmundsdottirów - 0. Za to Gudmund(s)sonów - 9. To może być wskazówka dla badacza różnic kulturowych Skandynawii i Islandii. W tej drugiej być może matriarchat odgrywał szczególnie istotną rolę? Wniosek: feministki na Islandię! O, to dobre hasło! I może się cieplejsze zrobią?

Pod literą „X“ - tylko Daot Xhyrevci, z opisem: Jacobs v.7. Boję się spojrzeć pod „T“ - żeby nie znaleźć Terminatora v.4. V1 i V2 na szczęście nie ma. Pewnie gdzieś bliżej Bałtyku. No i, o dziwo, ani jednego Simpsona! Ani nawet Simpssona. Dobrze, że są na „Kanale Z“ od poniedziałku do czwartku. No bo jak bym zaczął tego maila?

Kończąc raport stwierdzam, że względnie mało jest Hassanów. Biorąc jednak pod uwagę przyrost naturalny mniejszości arabskiej, książka telefoniczna za pięć lat może należeć do... Hassanssonów. To była konkluzja. Wysłałem ją już premierowi Szwecji, panu - jakże by inaczej - Perssonowi. Persson to też mój szef tutaj oraz facet(*) dwa boksy dalej. Niespokrewnieni, ale gdyby tylko podjęli życiową decyzję, ich kraj nie ścinałby tyle drzew na książki telefoniczne.

O, i to konkluzja! Szczególnie ważna dla regionu Skania, który jest zawiany z morza i słabo zadrzewiony. Poślę ją premierowi regionu Skania, panu Aldegrenowi (a ten skąd tu się wziął z takim nazwiskiem?)

---

Pierwszy raz tak uważnie przyjrzałem się książce telefonicznej. Zacząłem bowiem zadawać sobie ważne, może jedno z najważniejszych dla człowieka pytań. Pochodzi z reklamy linii lotniczych Zjednoczonych Emiratów Arabskich, wolę więc nie analizować go w kontekscie historii najnowszej naszego globu. Jednak hasło samo w sobie jest po prostu mądre i urocze. Myślę, że warto sobie czasem zadać to pytanie, byle nie za często: „When was the last time you did something for the first time?“

Żegnam - po raz pi...ąty.
Feministki na Islandię, ja do Emiratów!

¤ ¤ ¤
Dodatek:
ze słownika obsługiwacza szwedzkiego komputera (5)
„Den här datorn“
¤ ¤ ¤

Michal Borun, Praktikant, Kristianstad - Region Skåne

sobota, października 18, 2003

Christian (4)'s dead

Herbem miasta Kristianstad są dwa lwy, trzymające między sobą literę „C“, a w niej arabską cyfrę „4“. Nazwa miasta była, w czasach gdy powstawało, mało oryginalna. Stolica Norwegii, Oslo nazywała się wówczas Christiania. I podobnie jak Oslo, miasto zostało nazwane na cześć króla-założyciela. Kristianstad założył w 1614 roku król duński Christian IV (po naszemu to chyba będzie Czesław).

Był to czas, gdy Skania należała do Danii. Miasto Kristianstad powstało jako niezawodna twierdza przeciw Szwedom. Wkrótce Szwedzi je zdobyli, co pozwala domniemywać, że marketing w Danii był już wówczas dobrze znany.

Gdyby tak się nie stało, Szwedzi mieliby dziś volvo i saaba, ale ciężarówki scanii byłyby duńskie. Czy nie dobre hasło reklamowe:
„Ciężarówka Skanii
- jakość prosto z Danii!“
Dziwi wiec, jak znający już marketing Duńczycy mogli przepuścić taką okazję i oddać te ziemie.

Marketingu nie znało za to rządzące Szwecją lobby producentów map. Jedynym znanym im sposobem na ich ciągłą sprzedaż było namawianie królów do zmian granic. Nowe mapy miały iść jak świeże bułeczki, ale niby jak, skoro wojna wybijała nabywców. Plan "bułeczek" uratowała jednak biedota, która zjadła mapy.

To zaś był czynnik, który ostatecznie wyeliminował biedotę. Dziś żyje się tutaj super, a granicząca ze Skanią Kopenhaga jest pierwszym miejscem na ziemi (!) pod względem jakości życia. Jak mówi duńskie przysłowie: "Nie ma tego z-Lego, co by na dobre nie wyszło".

To może ja już lepiej pójdę do domu, pobawić się klockami.

¤ ¤ ¤
Dodatek:
ze słownika obsługiwacza szwedzkiego komputera (4)
„skrivbord“
¤ ¤ ¤

Michal Borun, Praktikant, Kristianstad - Region Skåne

czwartek, października 16, 2003

Christian's stoned (3) w buraczkach

Dziś byłem w Ystad i poznawałem program współpracy czterech regionów Bałtyku. Pani przekonywała mnie, że mają one wiele wspólnego, szczególnie historię. Bo i Skania, i Rugia, i Bornholm, i Świnoujście przechodziły przez podobne zawieruchy, były choćby przez chwilę rządzone przez Szwedów, mają podobną architekturę i takie tam. Trochę zwolniła, jak zapytałem, gdzie podczas tych kilkuset lat „wspólnej historii“ byli Polacy. Bo na pewno nie w Świnoujściu.

Widziałem Bornholm! Przez morze. Mały. Na reklamach był większy. Widać ma tego samego speca od marketingu, co McDonald's.

Fascynujący jest ten język szwedzki. Nie mają zahamowań. Właśnie facet obok trzy razy pod rząd w jednym zdaniu powiedział „sex“, musiało obudzić się we mnie zwierzę, więc piszę, żeby rozładować napięcie.

Usiadłem, pięta zaczęła mnie boleć i ciężko było sięgnąć klawiatury.

Oglądam „Sex w wielkim mieście“ w szwedzkiej telewizji. Wiem, co będzie u nas za kilka tygodni, ale zapewne nigdy się nie dowiem, jak do tego doszło. Takie już życie człowieka, który wyprzedził swoje czasy.

To by było na tyle, cześć!
(o właśnie - o tym mówiłem)


Widzieliście mecz w sobotę? Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak przegraliśmy. Pierwszy raz od sześciu lat i to nie do wiary, z jakimi burakami (nawet flagę mają buraczaną). To był dzień na opak, skoro nawet Polska wygrała swój mecz. Ale kogo to interesuje. Kiedy Szwedzi przez całe stulecia budowali wspólną Europę, ganiając się z Niemcami po Wolinie, Polacy ćwiczyli swe narodowe rzemiosło, kradnąc Ukraińcom Zaporoż(c)e.

Mój szef przyznał, że mają tu oficjalny zakaz brania samochodów w podróże służbowe do Polski. Do Czech i Słowacji mogą, ale jeżeli już muszą koniecznie jechać przez Polskę, to tylko „drive thru“! Widocznie im także doradza ktoś z McDonald's.

Ten sam problem miał mój szef z Niemiec. Kiedy okazało się, że przy Urzędzie Marszałkowskim w Szczecinie nie ma strzeżonego parkingu, nie mógł wziąć ładnego samochodu marki Ludowóz, który land Brandenburgii ma w leasingu. Na szczęście garaż mojej Mamy był pusty i udało się uzyskać zezwolenie na wzięcie samochodu do Polski.

Niestety, podczas gdy Ludowóz spokojnie stał w garażu, Nikita nie odbierał telefonu. Widać, odbijał Zaporożce.

¤ ¤ ¤
Dodatek:
ze słownika obsługiwacza szwedzkiego komputera (3,5)
„3,5-tumsdiskett“
¤ ¤ ¤

Michal Borun, Praktikant, Kristianstad - Region Skåne

piątek, października 10, 2003

Christian's (still) stoned (2): Cła i podwiązki

Cóż, trochę tu przynudzam, dlatego dałem tak fascynujący tytuł (to się nazywa marketing).

Rano sprzątacz(*) wita się ze mną wylewnie, mówi, że ma na imię Lisbet i w ogóle jest miły. Zupełnie inne ma podejście niż taka przerażona sprzątara na moim podwórku, której gdy powiedzieć „dzień dobry“, chowa głowę w ramiona i szybko odpowiada, że wierzy w świadectwo Jehowy, głosuje na SLD, jest ubezpieczona i już kupiła golarkę.

Mój czas tutaj w tym tygodniu dzieli się na zapoznawanie z materiałami dotyczącymi programów europejskich basenu morza bałtyckiego oraz rozmowy z pracownikami planowania przestrzennego i środowiska, którzy urzędują na moim piętrze.

Te drugie, choć zabierają mniej czasu, przynoszą mi tyle samo wiedzy, co pierwsze. Z wieloma jestem już poumawiany na spotkania w przyszłych tygodniach, a to z gościem od edukacji, a to z chłopakiem(*) od angażowania politycznego młodzieży, czy facetem od GIS (systemów informacji geograficznej); wiem, ze GIS jest wykładane w Szczecinie, bo jeden chłopaczek oświadczył raz na forum.zhp.org.pl, że może popracować nad taką mapą dla baz harcerskich; kiedy bliżej poznałem GIS w czerwcu tego roku, uznałem jego deklaracje za przerost formy nad treścią: chłopak albo nie wie, co studiuje, albo wie i chciał się tym publicznie pochwalić... a zresztą, może nawet oba?

Po kawowej przerwie. Okazało się zresztą, że jest jeszcze jedna taka, o 10, ale ja za późno wstaję. Może trzeba będzie se setnąć gola na przyszły tydzień?

Zainteresowały mnie wynurzenia o pracy demografa. Gdzieś 20% demografów, mówi, to matematycy i inni ściśli, reszta to humaniści - jak mój rozmówca, antropolog. Jest to profil zresztą i mnie bliski. Demograf sprawdza właśnie kilka tez wysuniętych przez Duńczyków - problem jest taki: dlaczego Duńczycy emigrują do Szwecji w ramach Öresund (to taki ponadgraniczny region - tutejsza Skania wraz z Malmö i sąsiedni region w Danii - z Kopenhagą).

Jeden z możliwych czynników to kupno samochodu. Duńczycy mają strasznie wysokie podatki na samochody (podobno potrafią sięgnąć 160%), wobec czego musieli tak obniżyć ich ceny (bez podatku), by w ogóle dało się je (z tym podatkiem) kupić. Z tego korzystają Szwedzi, kupując samochody w Danii po niskich cenach - bo podatku nie muszą płacić.

Ale to jeszcze nie wszystko, bo sprawiedliwość jednak jest na świecie! Szwedzkie samochody są wciąż tańsze dla Duńczyków niż ich własne (z podatkiem, który muszą płacić)! Podczas gdy Szwedzi kupują duńskie samochody, Duńczycy swoje kupują w Szwecji.

Teraz jasne jest, dlaczego most Öresund - łączący Jutlandię ze Skandynawią musiał powstać!

Przypomina się doniesienie Bölla o tym, jak pijacy z sąsiednich wsi wymieniali się w karczmach, kiedy wprowadzono w Irlandii wczesne zamykanie karczm dla miejscowych. Karczmarz musiał jednak wciąż podejmować podróżnych (a do nich zaliczali się już mieszkańcy sąsiednich wsi).

No, ale samochody to tylko jeden z czynników, które MOGĄ wpływać na fakt przenoszenia się Duńczyków do Szwecji. Jednak przecież Szwedzi tak nagminnie nie przenoszą się do Danii. Więc? Decydującym czynnikiem mogą być ceny mieszkań. Okazuje się, że przede wszystkim przenoszą się do Szwecji ludzie młodzi, w Szwecji uznani za bezrobotnych - zapewne więc pracujący w Danii. Duńczycy mają wyższe zarobki, ale i wyższe ceny mieszkań, najwygodniej wiec jest pracować w Danii, ale mieszkać po sąsiedzku. Młodzi Duńczycy chcąc pracować w Kopenhadze musieliby mieszkać gdzieś na jej obrzeżach, a tak, pół w godziny drogi mają sąsiednią aglomerację - Malmö, tyle że w Szwecji (znowu fenomen mostu, ale są jeszcze promy poduszkowe i takie tam tratwy). Dlatego też odnotowuje się najczęstsza migrację do miasta, nie zaś na tereny podmiejskie, co raczej jest, jak wiadomo, domeną ludzi bogatych.

Jest jeszcze duńska hipoteza: że Duńczycy zamieszkują Szwecję, by móc żenić się z pannami z obcych krajów, Europy Wschodniej, Azji czy Afryki - bo w Szwecji jest to łatwiejsze. Cóż, fakt - niedawno książę duński żenił się z Australijką i na to musiał dostać specjalne zezwolenie parlamentu - co dopiero szary obywatel! Może mają tam jakiś określony kontyngent 2003, jak my z samochodami z importu? Z tego, co wiem, na żony, jak na samochody, nie ma ceł na granicach, ale nawet w obu krajach (w odróżnieniu od samochodów) nie są one opodatkowane.

Poślubić kobietę z obcego kraju jest jednak znacznie prościej w Szwecji, niż w Danii, która ostatnimi laty wprowadziła mnóstwo dziwnych ograniczeń. Nawet urodzony w Danii Duńczyk, który jednak mieszkał zagranicą okazuje się nie mieć „wystarczających powiązań“ z krajem! Szwedzi są pod tym względem bardziej otwarci, chociaż jak wiemy, nie okazują się być przez to bezpiecznym krajem.

Przy okazji dowiaduję się, jak sprawdza się w Szwecji, czy planowane małżeństwo z obcokrajówką nie jest tylko dla picu. Otóż pyta się przyszłego męża np. o długość i przebieg ich znajomości, czy ją kocha i jaką jego wybranka nosi bieliznę (sic!)Zastanawiam się, czy udałoby mi się wyjechać stąd z aktem małżeństwa z lodówka. Znam dobrze jej wnętrze, mogą pytać o wszystko! Ten związek jest już zresztą - dosłownie - skonsumowany.

A teraz wracam do lektury historii regionu, po szwedzku, ale co tam - przecież historia, jak wiemy wszyscy z podstawówki, to tylko nazwiska i daty, więc wyłapię, co najważniejsze.

(*) z pewnych względów wszyscy moi współpracownicy, o których pisze, otrzymują płeć męską.

¤ ¤ ¤
Dodatek:
ze słownika obsługiwacza szwedzkiego komputera (2)
„mina dokument“
¤ ¤ ¤

„I'll be back“, jak rzekł pewien gubernator Kalifornii.

Michal Borun, Praktikant, Kristianstad - Region Skåne

czwartek, października 09, 2003

Christian's stoned (1)

Siedzę właśnie w rozwoju regionalnym szwedzkiego regionu Skania w ślicznym mieście Kristianstad i czekam na przerwę na kawę; jej nieuchronne nadejście poznaje się po tym, że ostatnie niedobitki wracają z przerwy obiadowej.

Przypomina się żartobliwa tabliczka niemiecka (tak wiem, że to oksymoron) mniej więcej tej treści: przychodzących TROCHĘ później do pracy prosimy, by szli wzdłuż prawej ściany, tak by nie wpadali na wychodzących z pracy TROCHĘ wcześniej.

Pracują tu cicho, ale chyba pracują, jeszcze ich nie rozgryzłem; facet w boksie naprzeciwko od pół godziny trzyma się za głowę... Pomóc mu, czy lepiej nie przeszkadzać? Może chociaż go lepiej ułożyć, w pozycji omdleniowej? Nie, lepiej nie, bo przestanie się trzymać za głowę - a być może to właśnie za to mu tutaj płacą?

Może i ja się powinienem złapać za głowę? Lepiej posłuchać, co mówił facet na promie: patrz, co oni robią i rób to samo - ani trochę się nie wychylaj. Wyprężam się więc i teatralnym gestem chwytam za głowę.

Już po przerwie (na trzymanie głowy, bo kawowa wciąż nie nadchodzi). Najważniejsze, że nawiązałem nić porozumienia z jednym z szefów - mamy podobne zainteresowania albo przynajmniej podobne problemy - z głową. Ilekroć tu idę, mijam tabliczkę z napisem „Psykiatri“. Może któregoś dnia tam skręcę i się spotkamy?

A obok szpital i przy nim wielki komin, źle się kojarzy; ale łowcy skór to tu nawet nie polują na zające, które spokojnie hasają po trawniku.

A propos spokoju - mieszkam przy cmentarzu, zasłania mi go jeden blok; tak samo jak jeden blok dzieli mnie od budynku, który najpierw uznałem za salę koncertową, gdy przez wysokie szyby ujrzałem zgromadzenie ludzi, oświetlone żółto cegły wnętrza i fortepian - ale potem budynek ten okazał się być kościołem. Nie wiem, czyim, ale na pewno się dowiem, jeżeli serwują darmowe posiłki!

Wczoraj zjadłem w biurze obiad a pani dziwnie na mnie spojrzała, kiedy zapytałem ją, ile mogę sobie nałożyć. Wtedy dopiero zrozumiałem pojęcie „szwedzki stół“.

Za to jeśli nie ma pojęcia „szwedzka lodówka“, to powinni je wprowadzić! Da się w niej powiesić całego renifera, nawet zanim dopadnie go łódzkie pogotowie. Patrząc na leżące w niej moją kiełbachę, kilo serka, trzy carlsbergi i 5 chlebów dziwię się, że tyle ofiar wymagało przewiezienie ich przez Bałtyk (schody, progi itp. - poległ nawet czwarty carlsberg).

Ja tu gadu-gadu (a propos, na gadu-gadu mnie nie ma), a facet z naprzeciwka zniknął... za oknem nie widać, by sunął w kierunku psykiatri... szukać go, gonić? Właśnie... gość na promie chyba przesadził - nawet nie da się spokojnie napisać maila, jeśli mam ciągle robić to samo, co oni; co minuta biegam do toalety.

No dobra, ale przynajmniej mogę odpuścić sobie jogging.

¤ ¤ ¤
Dodatek:
ze słownika obsługiwacza szwedzkiego komputera (1)
„windows startas“
¤ ¤ ¤