sobota, marca 15, 2008

NORGES LOVER (4) Meet the Swingers

Z numerami mieszkań jest tu, jak już pisałem, absolutny bajzel, a zabiegi normalizacyjne to go dopiero komplikują. W każdej klatce na tym samym osiedlu może być inny system numeracji albo kilka takich systemów na raz. Numery, o ile się pojawiają, to rzadko jako tabliczki przy (nie na) drzwiach. Najczęściej są to papierowe nalepki na framugach. Jedne drzwi mogą mieć takie trzy nalepki, np. z numerami 20, 3006 i 15.6, a do tego jeszcze czwartą, tę znormalizowaną. Ta ma znów to do siebie, że jest słabo czytelna, przynajmniej dopóki nie obróci się głowy o 90 stopni (lub nie chodzi się po ścianach).

Zdarza się, że całe piętro jest zgodne i zamówi z urzędu naklejki normalizacyjne, tyle że nalepi je w odwrotnej kolejności. Mieszkanie H0201 będzie więc na drugim etażu za pierwszymi drzwiami z prawej, a nie z lewej. Przy nieparzystej ilości mieszkań jest szansa, że chociaż jedno z nich będzie miało właściwy numer (ale zawsze przecież mogli zacząć liczyć od innych drzwi). Nikogo nie zdziwi, że inne piętra mają inaczej, bo i tak rzadko się zdarza, żeby któraś z opcji uzyskała optyczną większość.

Teraz powinienem przejść do systemu partyjnego Norwegii, ale to jeszcze bardziej współczesna fizyka. Rzec można, fizyka przyszłości. Nie czuję się jeszcze kompetentny. Może jak zacznę nosić gazety do parlamentu (a jak wiadomo, ciekawią mnie parlamentarne pomieszczenia na faje).

Ja zawsze znam nazwisko prenumeratora i numer jego klatki. Ale to mi wiele nie daje, bo raz, nie ma czasu na czytanie nazwisk na drzwiach, dwa - i tak rzadko kiedy się pojawiają. Zwyczajem jest, że podaje się także numer etażu - ale kiedy przychodzi do numeru mieszkania, to o ile się pojawi, i tak nie jest pewny. Jeden klient może podać numer mieszkania w różnych systemach, prenumerując różne czasopisma, które przynoszę mu za jednym razem. Mam to wszystko niby znormalizowane w PDA, którego używam i klienci, których zastałem, są już poprzydzielani do kolejnych mieszkań. Ale nowych często muszę zlokalizować sam, a do tego i ze starymi wynikają ciągłe problemy. Co najlepsze, kiedy klient zniknie na chwilę z naszej bazy (np. urlop), znikną także moje poprawki. Następnym razem ten sam klient znowu trafia do nas z danymi, jakie przekazał sam gazecie. I znów człowiek musi wyręczać królewnę „sztuczną inteligencję“.

I kiedy klient wróci (jednak wracają!), wyskoczy mi w systemie, że mieszka w jednym mieszkaniu z kim innym. Teraz będzie najlepsze. W Polsce dwa różne nazwiska w jednym mieszkaniu od razu wyglądałyby podejrzanie (szczególnie w myśl nieśmiertelnej frazy przedwojennego kina: „dwaj mężczyźni w jednym łóżku?“) i można by łatwo znaleźć błąd. Tylko że tutaj do czterech różnych nazwisk w jednym mieszkaniu to standard. Kiedy więc do braku numerów mieszkań dodać konglomeraty nazwisk na tabliczkach, albo raczej konglomeraty tabliczek na drzwiach, bo często każda jest z innej bajki, to sytuacja „bardzo-nieco“ się komplikuje. Czy wspominałem już o samych imionach na drzwiach - albo o wywieszaniu absolutnie nieczytelnych rysunków dzieci?

Wydawałoby się, że układ skrzynek pocztowych na parterze może pomóc określić, gdzie ktoś mieszka. Ale to już połączenie testu IQ i kostki Rubika (no i wolontariatu, bo za te nadgodziny nikt mi nie zapłaci). Na skrzynkach nie ma z reguły informacji o piętrach i rzadko kiedy są numery mieszkań - za to, podobnie jak na drzwiach, są na nich czasem tylko imiona, a na jednej skrzynce często pojawiają się 2-4 nazwiska. Wtedy pozostaje się domyślać, w jakim porządku powieszono skrzynki: czy kolejno z lewej do prawej i z góry na dół, tak jak czytamy, czy może kolumnami, czy raczej zgodnie ze strukturą budynku – najwyższe mieszkania to najwyższe skrzynki (takie rozterki znam już dobrze z Galerii Foto ZHP). Rozpoznanie pięter to dopiero początek, bo wtedy trzeba zgadnąć, które mieszkanie zaczyna dane piętro i w którą stronę się liczy. Odgadnięcie zasady w jednym budynku niewiele daje gdzie indziej, bo dana zasada nie musi (a właściwie: musi nie) obowiązywać na jednym osiedlu. Jest jeszcze kilka klatek, które stanowią wyzwanie dla mojego IQ. Na razie myślę, że skrzynki powieszono tam według dat urodzin mieszkańców albo alfabetycznie według nazwisk pierwszych mieszkańców, którzy się już od tego czasu wyprowadzili.

Jeżeli którejś nocy nie znajdę jednego nazwiska, nie znaczy to, że następnej mam go znów nie szukać – bo przecież mogło GDZIEŚ zostać dopisane! Pozostaje mi się tylko pocieszać, że fluktuacja moich klientów to nic przy tym, co musi znosić taki listonosz.

I wracając do numerków - jedni powiesili sobie wielką czwórkę na drzwiach, ale nie pasuje to do żadnego ze znanych mi systemów numeracji. Podejrzewam, że to tajny znak swingersów, wziąłem więc to mieszkanie pod baczną obserwację (plusy pracy w nocy).

James Bond powróci w odcinku „Live and Let Die (Finding Where You Live)“