wtorek, czerwca 10, 2008

NORGES LOVER (10) 3:10 do Meny

„Najpiękniejszą ulicą w mieście, przystając sobie od czasu do czasu przed wystawami sklepów, szedł elegancki pan. Nowiuteńkie ubranie ślicznie na nim wyglądało. Kiedy doszedł do końca ulicy, przeszedł na drugą stronę i zaczął iść w przeciwnym kierunku.

Lekki, podrygujący, szczęśliwy. T o b y ł F e r d y n a n d .“


Ludwik Jerzy Kern: Ferdynand Wspaniały.

Tymczasem nieopodal, nieelegancki pan z pomarańczową torbą pchał granatowy wózek pełen magazynów z Britney Spears na okładce i wchodził z nimi do każdej bramy. Kiedy doszedł do końca ulicy, przeszedł na drugą stronę i zaczął iść w przeciwnym kierunku.

Lekki, podrygujący, szczęśliwy. T o b y ł M i c h a ł .

„Już piąty albo szósty raz szedł wzdłuż tej ulicy. Nie ma się czemu dziwić“.

Taka praca. Nad roznosicielami gazet unosi się pewien swąd, lecz jest to zapach pracy. Stopione podeszwy, ubranie przepocone od biegania po schodach, palce poczerniałe od druku, rozwiany fryz. Przypomina mi się, jak ostatniej jesieni wynosiłem śmieci na podwórku w centrum Szczecina (przedsiębiorcą będąc). Podchodzę do śmietnika, a tam do mnie żul w te słowa: „Co je, zasad nie znasz?“ Zapytałem grzecznie, jakich zasad, na co on: „Jak jeden szpera, to drugi nie szpera!“. Teraz to by mi wreszcie okazał respekt!

Pomyślałem o pracy na śmieciarce, mógłbym wtedy za dnia otworzyć własną piekarnię. A branża kwitnie. Jak pisał na pierwszej stronie tutejszy odpowiednik „Pulsu Biznesu“ - świeże bułeczki idą jak... świeże bułeczki.

„Przechodnie patrzyli na niego z podziwem, a on mijając ich uśmiechał się z wrodzonym sobie wdziękiem. Odsłaniał przy tym swoje białe zęby, ale tylko trochę. Tyle, ile trzeba“.

Trasę obok robi Murzyn z Jamajki (Europejczyk! - jak by rzekł Rocky Balboa). Ciągle mnie pyta, kiedy wybiorę się z nim na Jamajkę, po czym zawsze dodaje, że jego siostra bardzo lubi białe mięso. Nie bardzo wiem, o co chodzi. Może to, że mu kołuję fajki z Polski, to dopiero sprawdzian przed przemytem kuraków na Karaiby?

Całkiem możliwe, bo jest to wytworny smakosz - ciągle mówi o gotowaniu. Na szczęście nie proponował mi jeszcze specjału Chefa z South Park, swoich „salty chocolate balls“, ale mówi „I am going to wok“, a to znowu, że „employer respects employee if he is in onion“. Twierdzi nawet, że ta cebula do niego pisze i prosi, żeby w niej był...

Nie, nie napiszę, że to zboczenie albo odchył. Raczej hobby, może światopogląd, na pewno sposób na wyrażenie swojej indywidualności. Nie chciałbym zabrzmieć jak fruktofob. Szczególnie że pamiętam, jak ciężko takie podejrzenia znosił Wilq. No, ale taki np. „Afronordic Onion“ byłby ciekawym sequelem „American Pie“.

„Jednak każda najpiękniejsza ulica, choćby była najdłuższa, gdzieś tam się kończy“.

Najczęściej schodami. Mam więc jeszcze jedną pracę - w markecie Meny. Układam towary na półkach. Przez całe dzieciństwo zbierałem puszki i opakowania po herbatach, i większość czasu zajmowało mi ich równe ustawianie (nieliczni już wspomną, że była to praca syzyfowa, regulowana przez rozkład jazdy tramwajów na mojej ulicy). Nie dziwi więc, że i do tej pracy okazałem się mieć wymagane kwalifikacje! Tutaj destrukcyjną rolę tramwajów przejęli klienci i połowę z 7-8 godzin po 2 razy w tygodniu zajmuje mi ustawianie towarów równo na półkach. Oczywiście już to się odbiło na moich własnych zachowaniach konsumenckich, bo będąc sam na zakupach zawsze biorę towary z tyłu półki, no i ogólnie, mam tendencję do poprawiania tego, co stoi z przodu.

A jeśli to dopiero początek spirali psychoz? Boję się, że obcując sam na sam z taką ilością żywności, zacznę z nią rozmawiać, jak kolega z Jamajki. Nie pracuję wprawdzie przy warzywach luzem, ale kto wie, jakie chwyty zastosuje cebula, bym dostał się do jej słoiczka? Cebula jest w końcu - by sparafrazować „Hamleta“ w przekładzie Barańczaka - rodzaju żeńskiego.

A zdolności dzisiejszej żywności są naprawdę imponujące. Znalazłem na przykład kotlety, w których zagrożenie, że mięso wejdzie w zęby spada ponad dwukrotnie! (a to dlatego, że jest w nich 40% mięsa).