wtorek, stycznia 19, 2010

NORGES LOVER (46) Ręce, które liczą

- Masz sprawne palce - powiedziała Japonka od warzyw, spoglądając na mnie z uznaniem. Inaczej niż Czeczenka, do której wzdycham już niemal od dwóch lat, ale która jak dotąd zaszczyciła mnie tylko krótkim: - Wytrzeć!

Układając towary na półkach, przygotowuję je sobie tak, by całość wypełniała front, muszę więc odliczyć, w ilu to rzędach wgłąb postawić itd. To odbywa się dość machinalnie. Bardziej zwerbalizowanego liczenia potrzeba jednak przy roznoszeniu gazet. Przed dwoma laty Szalony Niemiec znany jako Crazy German zastanawiał się podczas trzydniowego szkolenia, po jakiemu ja sobie tak odliczam te gazety albo zapamiętuję kolejność drzwi? Czy po polsku, czy po niemiecku (bo tak z nim rozmawiałem), czy po angielsku - w języku będącym standardem w firmie. Sam się wtedy zastanawiałem, bo ciężko mi było się przyłapać. I nie dość, że nie wiem tego do dziś, to po dwóch latach sprawę pogmatwał jeszcze norweski!

Podobnie jest na kasie. A przecież należałoby się spodziewać, że coś się zmieni, skoro jedna z kasjerek ma na imię Jeny. Ale, to, że nie wierzę piosenkom, wyjaśniliśmy sobie już dawno.

Najwięcej liczenia wymagają słodycze: batoniki, czekoladki, gumy. Klienci najczęściej mają jakiś system odnośnie ilości kupowanego towaru, a ja, przeliczając to, staram się ten system odgadnąć. I tak mniejszy sklepik kupuje po 5 sztuk wszystkiego, większe 15 i więcej. Ale zdarzają się też notoryczne programowe czwórki, szóstki, siódemki czy dziewiątki. Najczęściej ze względu na pojemność opakowań, czasem jednak wydaje mi się, że szósty batonik jest próbą przemytu po tym, jak moja czujność zostanie uśpiona ciągiem towarów po pięć sztuk. Zdarzają się i tacy, co operują potęgami dwójki, dość niskimi jednak (pewnie przerwali studia informatyki, jak ja). Nikt mi jeszcze nie zrobił awantury, że w kilogramie nie ma 1024 gram.


Dopiero z chwilą nabrania pewności w liczebnikach, zacząłem dostrzegać, że „miliard“ i „milion“ to najczęstsze słowa w tytułach prasowych, szczególnie na pierwszych stronach. Takich np. jak:

1 miliard na pensje pomostowe - tyle poszło w ciągu trzech lat na pensje dla tysiąca odchodzących wcześniej urzędników. Chodzi o wypłatę przez maks. trzy lata maks. 66% pensji tym osobom, które utraciły swoje stanowiska z powodu np. choroby, likwidacji stanowiska albo utraty kwalifikacji koniecznych do jego zajmowania (!)

10,5 miliarda koron na zobowiązania wynikające z członkostwa w Europejskim Obszarze Gospodarczym - to koszty Norwegii w latach 2004-09. W następnej pięciolatce spodziewany jest wydatek ok. 13 miliardów.

Dostali 1,2 miliarda, zużyli milion - o państwowym przedsiębiorstwie, które dostało wsparcie na czas kryzysu od rządu i - najgólniej rzecz biorąc - wrzuciło je sobie do banku na procent. A pieniądze przyznano na realizację pilnych projektów. Cały rządowy pakiet 20 miliardów miał służyć „utrzymaniu istniejących miejsc pracy i stworzeniu nowych“ (no, chyba w bankach).

90 miliardów na czarno - o 5 tysiącach zgłoszeń nt. prania brudnych pieniędzy, jakie otrzymala w ub. roku policja ekonomiczna.

Miliony zużyte na publiczne wysłuchanie, ale bez rezultatu - aby stanąć przed komisjami parlamentarnymi wiele organizacji pracowało latami. Ocenia się, że Związek Niepełnosprawnych przygotowywał się 4-5 lat. Dostały po 5-15 minut na przedstawienie swoich racji i w efekcie takich wysłuchań komisje zadecydowały o zmianach w wysokości 1 promila budżetu na rok 2010, tj. 131 milionów koron.

Miliony Rotary na marne - o tym, jak Rotary otrzymało 2,4 miliona koron na projekt, z którego do beneficjenta dotarło... 100 tysięcy koron! Na grafice wyjaśniającej sposób spożytkowania grantu roi się od ludzików. Koszty lidera projektu: 1.136.000 - niemal połowa. Połowa z pozostałej połowy to pozostałe koszty osobowe i rachunki pięciu różnych firm konsultingowych. Mniej niż dla beneficjenta poszło tylko na spotkania i księgowość. Tu wyszło więc, że nie znali starej prawdy: odpowiednia inwestycja w księgowość pozwoli uchronić przed publikacją w prasie.

Albo taki premier Japonii, jak się okazało, że latami otrzymywał od swojej matki miesięczne kieszonkowe równowartości miliona koron norweskich. Kiedy sprawa wyszła na jaw, powiedział w - co specjalnie odnotowały media - trzeciej osobie: - Jeśli ludzie zechcą, by Hatoyama ustąpił, to on ustąpi.

Na wszystkich, którzy czytali Kafkę nad morzem Murakamiego, padł blady strach, bo tak właśnie operował tam językiem stuknięty staruszek Nakata. A lepiej z nim było nie zadzierać! Ja jednak dostrzegłem w tym to, co kiedyś pięknie opisał Korwin-Mikke: rząd rżnie głupa. Ja nie mam niestety kwalifikacji na premiera. Z otwieraniem kartonów w pracy radzę sobie gołymi rękami, nie przyjąłem więc noża, który oferowała mi Japonka od warzyw.