czwartek, marca 21, 2013

NORGES LOVER (75) Aparycja Elokwencja Inteligencja Francja Elegancja Uncja

Od jakiegoś już czasu uśmiechają się do mnie strasznie obleśne typy, i to wyłącznie męskiej genoproweniencji. Wkrótce potwierdziły się moje najgorsze przypuszczenia: to Francuzi!

Będę musiał rozstać się z torbą Les Voiles de St. Barth. Był jednak czas, gdy i bez torby przyciągałem wzrok i rozognione ramiona kobiet, przemyśliwając nawet, czy by nie wpisać slalomu między latarniami do grafika nadgodzin. Przestałem się szczycić tym powodzeniem, gdy w prasie wypowiedział się burmistrz Oslo. Okazało się, że nawet jego zaczepiają! Aftenposten pisał, że seks na ulicy jest tu najdroższy w Europie, na co poważnie zareagowało pismo finansowo-giełdowe - twierdząc, że w takich wyliczeniach należałoby nie poprzestawać na samym koszcie, ale odnieść go do czasu, w jakim można na to zarobić. W odniesieniu więc do siły nabywczej seks okazuje się być w Norwegii najtańszy, do spółki z ziemniakami.

Unikalna jest mieszanka gwarantująca sukces reprodukcyjny i od pokoleń niejeden łamie sobie nad nią głowę. Od pokoleń w sensie globalnym, bo rzecz jasna ci, których ten problem bez reszty zajmuje, umierają bezdzietnie. Takoż i ja długo zastanawiałem się, czego mi jeszcze brakuje do niewątpliwych aparycji, elokwencji i inteligencji. Pewnego dnia, ważąc towar na kasie, zrozumiałem: musi to być uncja! Po prostu uncja, jakakolwiek, czegokolwiek, nieważne, bo i tak tego nie mam. Choćby i uncja ziemniaków - byle nie moja. Nawet omnipotencja na nic, gdy nie dostanie się szansy, aby się nią wykazać...

- Nazywam się Bond, James Bond - mówię, kładąc na stole numerek z kolejki. Bankierka jak z obrazka długo nie rozumie, o co chodzi, potem chce chyba jednak wyszukać tego Bønda w systemie, aż wreszcie leniwy uśmiech przeszywa jej buźkę wlepioną w kwitek z numerem "007". Dla tego astanowczego uśmiechu zrobię wszystko, toteż robię (z siebie pajaca). Na odchodnym mówię standardowe "tysięczne dzięki", szybko się jednak poprawiając na "dzięki pięćsetne", skoro przecież tyle, a nie tysiąc mi wypłaciła. Ten auśmiech, i panika: czegóż on znów ode mnie chce? Może zaczęła w myślach przeliczać przełożenie czasu pracy na zadeklarowaną przeze mnie kwotę? Może uznała, że dzieląc zwyczajową formułkę na pół, jestem jej wdzięczny połowicznie? Jej, Słońcu Wszechświata! (ironiczna opaczność takiego określenia utwierdza mnie w przekonaniu, że tak właśnie o sobie myśli).

W każdym razie byłem już poza zasięgiem Breivika (bank tuż naprzeciwko kancelarii premiera), gdy mógłby do niej zacząć docierać sens moich słów... Gdyby w ogóle je jeszcze pamiętała. Przysiadam w kawiarni za rogiem na cortado. Na ekspresie od strony klienta gromkie "Nie dotykać", tyle że po szwedzku. Nie wiadomo, czy dlatego, że pracownicy ze Szwecji, czy też największych szkód dokonywali tu Szwedzi. Co akurat przyjmuję z głębokim patriotycznym zrozumieniem. Ech, żeby tak przy Potopie Szwedzkim napisać na skarbach Narodu "rör ej", Wisła byłaby dzisiaj drożna. A tak, nie dość, że zaj... nam skarby, to jeszcze zwyczajnie po polsku popsuli i pogubili. Ile musiało to być uncji!