sobota, grudnia 28, 2013

NORGES LOVER (80) Gloria in excelsis deo roll

Zmarł Nelson Mandela. Zewsząd nadchodzą kondolencje. Przeważnie nie prostuję, skoro ułatwia mi to sukces reprodukcyjny, chyba że facetom, to od razu wyjaśniam, że tylko ostatnia litera się zgadza. Poza tym to już nic poza Noblem, bo nasz Lech to walczył z czerwonymi, a Nelson z białymi o prawa czarnych - których wbrew tutejszym przekonaniom w Polsce wcale wielu nie ma (czarnych w sensie, ale to im prawa też wtedy niepotrzebne). Wreszcie: biali i czerwoni walczyli ze sobą... Istne papier – kamień – nożyczki! (Byłby i Stendhal pewnikiem dostał z tej puli literackiego Nobla, gdyby tylko dożył). Ale nie takie precedensy zna Komitet Noblowski – w końcu dawał wspólne nagrody przeciwnikom na śmierć i życie. Przypomina się rysunkowy żart z tutejszej prasy: Obama i Netaniachu stoją przed szklaną gablotą chroniącą zdewastowany archwialny dokument.
- Co to, manuskrypty znad Morza Martwego?
- Nie, Porozumienie z Oslo (Izrael - OWP).

Tymczasem pogłoski o kanonizacji Mandeli wzbudziły tu o tyle entuzjazm, że to pojęcie nieszczególnie znane. Taki katolicki Nobel pewnie... Coś jakby nagroda pocieszenia dla tych, którzy nie dożyli szansy w Tańcu z Gwiazdami.

Zasępił się i fan Mandeli Finn. Nie da się ukryć, że Finn to kutas, ale taki, z którym przyjemnie jest przebywać. No, to przecież mówię, że kutas. Wchodzimy do katedry. Okazuje się, że oni tu nie tylko prezenty, ale i ofiarę wrzucają do skarpety! Wewnątrz barokowy przepych, złote labry na ambonie, a pośrodku sklepienia włochata kula wełny koloru żółtopomarańczowego; aż chce się przytulić do sufitu. Tylko że chwileczkę, o co to niby chodziło w reformacji...?


Przesiedziałem i przestałem ze wszystkimi jak należy. Na szczęście nie było aż tak strasznie, jak swego czasu z Helenką w centrum Warszawy, gdy po bitych dwu godzinach w duchu przeprosiłem się z Prawosławiem. Na koniec nie uczestniczę w obściskiwaniu wzorem pierwszych chrześcijan. Że jak to tak bez lateksu!? Pochylam się lekko ku sąsiadom, ale tylko by im objaśnić, że na fejsie znak poke'oju to można przekazywać ot tak, za jednym kliknięciem i bezdotykowo! Do końca tego zgromadzenia, lekko wycofany, czatuję z 19-letnią Josephine69. Mówi, że u niej w Kolonii też jest się do czego przytulić w katedrze - szczególnie kręci ją ołtarz. Pokazuje mi w sieci swoje rozbierane zdjęcia. Spoko, tylko mogłaby się bardziej opalić. Ale nie traktujmy kobiet przedmiotowo! Przede wszystkim zachwyca mnie jej iNtelekt. To taka mądra dziewczyna: też ubóstwia Boże Narodzenie i także wkurza ją, jak bardzo zawłaszczają je chrześcijanie.

niedziela, grudnia 15, 2013

NORGES LOVER (79) Pedikyr i Valkyria

W tramwaju podtrzymuje moją uwagę obiecująca reklama: „Świeża Lukrecja do ssania”. Okazuje się jednak, że nie jest to reklama serialu o Borgiach. Kto by tu zresztą wiedział, kim byli Borgiowie? Przez prasę przetoczyły się wyniki kolejnego krzywego testu z Pizy, w którym Norwegowie znów wypadli daleko za Polakami. Już zresztą nazwy państw, które wyprzedziły Norwegię, nic tu nikomu nie mówią (acz nie na odwrót, bo wiele z nich nie wypadłoby tak dobrze bez norweskiej kasy).

Nie przeceniajmy jednak znaczenia intelektu, jako że, jak rzekł Kisiel: „Największa jest dobroć”. Nie rozum, heroizm, wątpliwość, bezinteresowność, wierność – o co spierali się z Tyrmandem – ale dobroć jest najważniejsza w człowieku. Po prostu gwarantuje, że nie zrobi pewnych rzeczy... No dobrze, myślę sobie, ale co w takim razie z tą szwedzką kelnerką przed laty... Jak mam ocenić jej dobroć, skoro nie zechciała ze mną nic zrobić? To nie trzyma się kupy.

Teraz, po kilku latach od inwazji, Szwedzi (co piąty młody człowiek w Oslo) sięgają po wykształcenie wyższe, by dostać lepszą pracę i rzucić tę za barem; tak! tę, która jest tu moim marzeniem. Może by tak oddać im swoje dyplomy w barterze i zgarnąć parę etatów? Przypomina się konwersacja na GoldenLine... Pewnego razu pisze do mnie nieznajoma, że jaka to szkoda, gdy ktoś tak wykształcony musi tak pracować. Ja jej na to, że rzeczywiście wolałbym jeździć wózkiem widłowym, ale niestety nie ukończyłem właściwego kursu! (Przemilczałem marzenie o śmieciarce nieosiągalne z braku prawa jazdy).

Gdy tylko na LinkedIn pojawił się system poleceń za umiejętności, sam sobie skwapliwie dodałem „Bedrooms”. W sypialni zaś ustawiłem figurkę kupioną na lotnisku Torp: nordyckiego bożka Hajmdala. Trudno o właściwsze miejsce dla niego - pomyślałem - skoro miał 9 matek. Po głębszej kwerendzie okazało się jednak, że one wszystkie co do jednej dziewice... a do tego gość strzeże jakiegoś tęczowego mostu... Nie wracam już więc do sypialni.

Tak trafiam na Brytyjczyków, którzy, wypiwszy, opowiadają, jak dobrzy są w łóżku. Myślę sobie, że dziewczyna w tym stanie po prostu by to udowodniła, miast czczo się przechwalać. Czemu więc utrzymuje się, że to kobiety przejawiają tendencję do werbalizacji?

środa, grudnia 11, 2013

NORGES LOVER (787) Boeing Boeingssen Dreamliner

Od lat ulubionym miastem Norwegów był Londyn. Swoje pobyty w nim wspomina nieraz z rozrzewnieniem Finn, nie wyłapałem tylko jeszcze, z którym wodzem wikingów się tam wyprawiał. W średniowieczu, jak pisze Gablé, Londyn rósł najszybciej na świecie, przyciągając kupców z Normandii, Kolonii, północnych Niemiec i Skandynawii. Na naszych oczach traci jednak właśnie status ulubionego miasta Skandynawów (wiadomo, złupili doszczętnie, to ciągną dalej). Teraz status ulubionego miasta Norwegów uzyskuje Nowy Jork - odwiedzany przez nich już w charakterze bogatych turystów ze wschodu, a nie ubogich emigrantów ze Wschodu.

Wśród których był pod koniec XIX w. mój ukochany norweski pisarz, noblista Knut Hamsun. Gdy lekarz dał mu trzy miesiące życia, ten przejechał się na lokomotywie, chwytając co sił powietrze w płuca, całą drogę do (a jakże!) Nowego Jorku... i gruźlica ustąpiła. Wkrótce 23-latek mógł wrócić do Norwegii, by kolejne 70 lat przeżyć jako uznany pisarz. Ciekawe, czy jego imię któremuś ze swoich samolotów nada Norwegian, który, wyczuwszy koniunkturę, uruchomił tej wiosny nowe bezpośrednie połączenia lotnicze ze Stanami. Odtąd ceny akcji Norwegiana spadły o 40% – może dlatego, że nikt nie kupuje lotów z powrotem? inaczej niż japońscy turyści w Paryżu, rozczarowani, że to, co zobaczyli w rzeczywistości, nie spełnia ich oczekiwań. Ten tzw. syndrom paryski nie grozi miastu „Norwy Jork”, bo wszyscy i tak znają go dobrze z telewizji – już kilka pokoleń wychowało się na jego serialach. Zwiedzanie obejmuje więc kadry z filmów Allena, „Seksu w wielkim mieście” czy „Jak poznałem waszą matkę”. W opowieściach o pierwszej wizycie przeważa więc wrażenie powrotu do domu (dom = miejsce, w którym ogląda się telewizję).

W Nowym Jorku Norwegowie podkreślają też tak bardzo przez siebie cenioną wyjątkowość, podczas gdy widoki z L.A. - powiadają - mogłyby się trafić wszędzie. To musiał rzec ktoś, kto nie ruszył się całe życie z Oslo i dla kogo nudną codziennością są drastyczne spadki ulic, które mnie akurat właśnie wciąż tam przyciągają. Wszelako, chcąc w tym Oslo dzielić fascynacje prawdziwych Norwegów, wybieram się do Cinema Kotek na film z 1957 r. z wiecznym Newem Yorkiem, Burtem Lancasterem, Tonym Curtisem i zapomnianą ładną panią.


Znów więc, jak przed wiekami, Norwegowie odkrywają Amerykę. Może tym razem tego nie spieprzą? Wyobraźmy sobie, jak wyglądałby świat, gdyby traktat z Tordesillas był traktatem np. z Tønsbergu, rozdzielając strefy wpływów na duńską i szwedzką... Jak już uznaliśmy wcześniej, mielibyśmy Nowy Björk; Pelé nie byłby Pelé, tylko Óle, i nie byłby piłkarzem, a narciarzem, no i miałby inny kolor skóry... choć to akurat niekoniecznie. Od niewolników mógłby pochodzić bez względu na kolor skóry. Norweski historyk przypomniał właśnie, że w XVI – XIX w. było w północnej Afryce milion chrześcijańskich niewolników, z czego co najmniej 3,5 tys. ze Skandynawii.

Pod nieobecność Norwegów w Oslo jak w swojej kolonii czują się Brytyjczycy (ale oni mają tak chyba wszędzie). Rozmówców poprawiają na Trondheim z brytyjskim akcentem. No, ale żeby nawet nie przestawiać zegarków!? Wybiegam w popłochu, spóźniony, kiedy dociera do mnie, że skolonizowali mnie nie tylko pronuncjacją Breslau, ale i czasem Greenwich.

czwartek, grudnia 05, 2013

NORGES LOVER (77) Tony Halik tu był

To chyba nie był rozsądny pomysł, by numery telefonów dziewcząt opatrywać nie imionami, a nazwami ziół... Nie kojarzę już, która przynosiła mi jakie ukojenie.

Tym bardziej podejrzany wydaje się w notesie wpis o melinie Darii. Nie znam takiego zioła! Znam imię, no, ale imię w moim notesie? Chyba że to drugie? Może ktoś z Daru Młodzieży, jakaś urocza majtka? Tylko o co chodzi z tą meliną? No, ale czy zawsze widziało się tego, u kogo się akurat waletuje?

Sprawa najpewniej dotyczy czasu, gdy przed trzema laty znów szukałem mieszkania w Oslo. Na odległość wówczas mieszkania znaleźć się nie dało, zostałem więc przy pociągach. Tu, by wynająć mieszkanie, trzeba wykazać się nie lada papierami: a to dowód, że ma się dobrą pracę, a to referencje od poprzednich najemców. Albo znać się na rybkach akwariowych... Była nawet oferta taniego pokoju w zamian za siedzenie na recepcji hotelu na zmianę z drugą osobą, w samym centrum historycznego miasta. Nawet magisterka z zarządzania hotelami mi nie pomogła! Albo już chyba wiem... jeden pokój było do wzięcia przy najdłuższej ulicy w mieście, ale na samym początku, tak jakby w Szczecinie Wojska Polskiego przy Kosmosie. Maridalveien, czyli ulica Doliny Marii - w manierze odwracania zapisu (a któż z nas tak nie miał, bydlęciem będąc?!) - Meliny Darii.

Od 2007 r., kiedy tu przyjechałem po raz pierwszy, ceny mieszkań w centrum Oslo podrożały o 40%, zostawiając w tyle Sztokholm i Kopenhagę, która do tego w tym samym czasie spadła o 20% (dane sprzed roku). Duńczycy wciąż biją na alarm, jako że w latach 2004-11 przychody ze znanych w świecie duńskich konsulentfilmer, czyli filmów uzyskujących środki na podstawie oceny artystycznej, spadły o 42%. Donosi dziś o tym "Walka klas", wieszcząc permanentny kryzys duńskiego kina. Żeby to na tym polegał kryzys wieku średniego...