sobota, grudnia 27, 2014

NORGES LOVER (88) Gra w codoku...

Każde święta tutaj to czas rebusów, krzyżówek i zagadek w gazetach. Dla roznosiciela gazet - chleb powszedni. Myślałem, że po obszernym opisaniu tematu nie trzeba już będzie nic dodawać - a jednak! Po tylu latach wciąż wyrywa mi się nowe: "Co do ku...?".

Co tam wciskanie za róg wejść do oficyn (klatki b, c itd.) - prawdziwe wyzwanie to sąsiadujące na rogu klatki o tym samym numerze, ale przy różnych ulicach! (Ktoś musiał im donieść, że od sudoku zawsze wolałem domino...). No i znowu nie wiesz, w którą z siedemnastek wejść. A z wystawania na rogu można tylko zostać rogaczem.

W klatce to jednak, wiadomo, zaczynają się schody. Tam, gdzie nie ma wind, najczęściej jedyną gazetę prenumeruje snob z poddasza. Albo tacy na zamek błyskawiczny: po dwa mieszkania na piętrze, ale rozbite na dwie klatki. Do lewego mieszkania wchodzisz lewymi schodami, do prawego - prawymi. Twórcy Twiksa musieli być Norwegami - podobnie jak był nim pierwowzór pana Burnsa z Simpsonów: multimilioner Fredrik Olsen, armator Fred. Olsen & Co.

Otóż to... znów to "Co..."! Co mi z tego, że czytam w adresie: "Co. stary szpital" - no, tak, nie da się ukryć - jak całe osiedle; albo "Co. nazwisko na drzwiach". Lub też "Co. roznosiciel" - moje ulubione, bo to przecież o mnie! Podobnie jak ten fragment Schulza:

Wtedy marzę o tym, żeby zostać roznosicielem pieczywa, monterem sieci elektrycznej albo inkasentem kasy chorych. Albo choćby kominiarzem. Rano, skoro świt, wchodzi się w jakąś bramę, lekko uchyloną, przy świetle latarki dozorcy, przykładając niedbale dwa palce do daszka, z żartem na ustach i wkracza się w ten labirynt, ażeby gdzieś późnym wieczorem, na drugim końcu miasta go opuścić. Przez dzień cały przeprawiać się z mieszkania do mieszkania, prowadzić jedną niedokończoną, zawiłą rozmowę, od końca do końca miasta, rozdzieloną na partie między lokatorów, zapytać o coś w jednym mieszkaniu i otrzymać odpowiedź w następnym, rzucić w jednym miejscu żart i długo w dalszych zbierać owoce śmiechu. Wśród trzaskania drzwiami przeprawiać się przez ciasne korytarze, przez zastawione meblami sypialnie, przewracać nocniki, potrącać skrzypiące wózki, w których płaczą dzieci, schylać się po opuszczone grzechotki niemowląt. Ponad potrzebę długo zatrzymywać się w kuchniach i przedpokojach, gdzie sprzątają służące. Dziewczęta, uwijając się, prężą młode nogi, napinają wypukłe podbicia, grają, połyskują tanim obuwiem, stukocą luźnymi pantofelkami...