czwartek, kwietnia 17, 2014

NORGES LOVER (84) Mike Borun's Beavis & Butt-head

Zacząłem przekład Wilq'a na norweski... Na razie jeszcze rysuję. W pracy tej, odtwórczej, przeszkadza mi z wiecznym uporem rzeczywistość, zewsząd atakująca własnym scenariuszem.

Siedzę nad fiordem, wystawiony na pierwsze niesierpowe ciosy słońca, gdy podchodzą dwaj lekko zawiani od fiordu.

- Ty wiesz, huh huh! Jak dojechać tramwajem na Grønland? - pytają.
Myślę chwilę, po czym wskazując przystanek pod Centrum Noblowskim, mówię: Stamtąd do Brugata.
- Ale przecież szybciej będzie metrem! - wtrącają się siedzące obok dziewczyny.
"Wyraźnie pytali o tramwaj!" myślę sobie, oszukany. Po chwili jednak wyjaśnia się, że dla nich to wszystko jedno:
- A wiesz, jak często odjeżdża tu tramwaj? Aha huh huh. To super, bo u nas jak jest bus, to raz na tydzień huh huh.

"Znowu Szwedzi" - myślę, bo niezbyt rozumiem ich szwargot. Okazuje się jednak, że są spod Tromsø. W połowie wypadków, gdy biorę kogoś za Szweda, jest spod Tromsø. Ostatnio było tak z Mariuszem Wilkiem Człowiekiem Północy. Przypomina się, jak w Szwajcarii wszyscy rozumieli mój niemiecki, podczas gdy ja ich - ledwo. Za to przeciwnie było z Niemcami, których ja rozumiałem dobrze, ale oni mnie często ni w ząb.
W każdym razie tutaj w gazetach awansowałem do nikłej kasty porozumiewającej się po norwesku. Szef zmiany, tradycyjnie mówiący ze wszystkimi po angielsku, natychmiast poprawia się, widząc mój rozogniony wzrok. Oczywiście nie upodabnia mnie to wcale do prawdziwych Norwegów, bo co nic nie muszą udowadniać, a jeszcze chętnie pochwalą się nienagannym angielskim.
Siedzimy więc tak nad tym fiordem i wspólnie delektujemy się słońcem. Mówią, że u nich wciąż leżą dwa metry śniegu. Poza tym to wyłapuję tylko huh huh i bang bang. (Przypomina mi się "We're gonna score!" i już wiem, z kim mi się od początku kojarzą).
- Masz tu jakąś dziewczynę? - pytają.
- Nie.
- A w Polsce?
- Też nie.
Wyciągam czystą kartkę, by zanotować sobie wszystkie nazwy państw świata po norwesku... Żeby jednak nie wyszło, że się do nich przystawiam (w końcu chłopaki z prowincji), dodaję szybko: W Niemczech!... coś tam ostatnio... miałem...
Jeden rzucił coś ze śmiechem o Niemcach, po czym jął strasznie mnie przepraszać.
Szkoda, że nie zrozumiałem, bo sam bym chętnie powtarzał.