Przepraszam za długie milczenie... Straszny zapierdol z gazetami - czytaniem, znaczy się.
Spodziewałem się zresztą, że nie będę nic musiał pisać, gdy wszystko za mnie odsłoni wyciek Frogner-leaks. Na początku roku nosiłem gazety wzdłuż alei Bygdøy (po naszemu to będzie chyba Bydgoska) w tej najbardziej fancy dzielnicy Oslo, gdzie zlokalizowane są wszystkie najważniejsze ambasady. Jak jesienią ujawnił Aftenposten, ktoś zamontował w centrum fałszywe stacje bazowe: nad fiordem i właśnie tutaj, co umożliwiło podsłuchiwanie rządu, dyplomatów, szefostwa NATO itd. Przemyślenia roznosiciela gazet, choć często wypowiadane na głos, okazały się jednak nikogo nie interesować... Czytasz to jeszcze? No właśnie o tym mówiłem.
Przy tej okazji znów nauczyłem się nowych słów, wprawiając się tym razem w zdumienie nie tym, ile Norwegowie przemilczają w wymowie, lecz w zapisie. Słowo kryptering - jak przeczytałem w gazetach - pochodzi bowiem od kryptos = ukryty i graphen = pisać. Jak widać, herosa Graphena bóg Kryptos pokrywa tu bez reszty...
To mi przypomniało aferę z kartami do kina przed wielu laty. Gdy dostałem nową kartę, zwróciłem uwagę na pomylone numery i błędny mail. W zamian dostałem bilet za darmo, czym uśpili moją czujność. W styczniu 2009 r. wybuchła afera, gdy okazało się, że wszystkim zmienili PIN na taki sam: 6610.
Kart do kina miałem tu już chyba więcej niż razy, kiedy byłem w kinie. A swego czasu chodziłem co tydzień! Przeważnie gdy w kinie przeszywa mnie trwoga, to nie ze względu na akcję, lecz na myśl, że może właśnie moja karta utraciła ważność. Takie uczucie znane gapowiczom. Na szczęście w tym roku, gdy zechciałem pójść na finał Superbowl, okazało się, że mam jeszcze aktywne punkty zgromadzone na karcie przez ostatnich kilka lat, i wystarczyło ich akurat na ten jeden bilet.
Usiadłem w pierwszym rzędzie pod wielką okrągłą kopułą kina Colosseum z 1921 r. W tej samej sali, w której w 2008 r. obejrzałem, nie raz, nie raz, film Scorsesego o Stonesach. W tym samym budynku od 2010 r. funkcjonuje pierwsza centrala roznosicieli gazet, miałem więc niedaleko do pracy z tego pół-finału (musiałem wyjść w połowie).
I dlatego właśnie zawsze biorę wolne od tej roboty na Copa America.