środa, października 14, 2009

NORGES LOVER (29) Plastuś Wiking

K.I. Gałczyński: Teatrzyk Zielona Gęś, Cocktail-Party w Waszyngtonie (1947)

SENATOR GOOD MORNING:
Nudno, co?

SENATOR ICE-CREAM:
Rzeczywiście.

SENATOR O'COCOA:
To może zagramy w szach-mach-ciach-ciach?

SENATOR GOOD MORNING:
Dobrze. Ja wychodzę. Szach.

Islandia wylatuje w powietrze.

Przypomina się coś? Rok temu światowy kryzys (za przyczyną Stanów) rozsadził gospodarkę Islandii. To wtedy powstało najprzedniejsze hasło reklamowe, jakie znam. Linie lotnicze Icelandic Air rozpoczęły szybką kampanię reklamową pt. "Jeszcze nigdy Islandia nie była tak tania!" Ale czytajmy dalej.
SENATOR ICE-CREAM:
Mach.

Sardynia wylatuje jw.

SENATOR O'COCOA:
Ciach.

Znowu coś tam wylatuje w powietrze ku zadowoleniu Senatorów śpiewających hymn 51 "Bóg jest ostoją naszą".


U Gałczyńskiego przyszła Zielona Gęś i wysadziła w powietrze senatorów, rzeczywistość to jednak purnonsens, jakiego nie potrafiłby przewidzieć sam jego mistrz. Rzeczywistość więc nagrodziła senatora O'Cocoa pokojową nagrodą Nobla. Co wysadził w powietrze Senator O'Cocoa? Irak, może Afganistan? Raczej nie Iran, na pewno nie Rosję. Senator (dziś już prezydent) tłumaczy się, że przecież nie on pierwszy coś wysadził. Albo może sięgnie po oręż poprzednika ("paliłem bez zaciągania"). Ale poeta pamięta, kto zaproponował tę grę!

Dziś pewnie, by być za rozbrojeniem, wystarczy nie jeździć na rowerze tej marki, którą ma Hugo Chavez. Sam widziałem tu jeszcze w zeszłorocznych gazetach: Atomica. Od razu wiadomo, kto jest wszystkiemu winien. A Obamie, zdaniem niektórych, Nobel należy się już za samo pokojowe zakończenie walki z Hilary Clinton o nominację partii w wyborach prezydenckich.

W Oslo nie milkną echa decyzji o tegorocznym pokojowym Noblu. Podobnie jak na całym świecie, ale to w końcu tutaj werdykt ogłoszono i tutaj wszystko się odbędzie. Przypomina się więc przede wszystkim nieudane wstawiennictwo Obamy za OL 2016 w Chicago (jego wizyta sparaliżowała tego dnia całą Kopenhagę). W Oslo już w dzień po ogloszeniu werdyktu, centrum pokojowe odwiedziła rekordowa liczba gości. Od września trwa też specjalna wystawa "Od Kinga do Obamy", skrojona jak ulał na tę okazję. W ten wzorzec wpisuje się goszczący na ekranach kin ostatni film Tarantino, w którym istotny fragment poswięca się historii Murzynów w USA.

Przypomina się jak w Budapeszcie szlajalismy sie po pubach z przygodnie spotkanymi szwedzkimi skautami. Jeden z nich był czarny i w pewnym momencie mowiąc o czymś zapamiętale, stwierdził: "W XIII w., kiedy mieszkaliśmy w takich a takich osadach..." Wyobraziłem sobie murzyńskie wioski, ale nie - on miał na myśli wsie szwedzkie! Kwestia asymilacji widziana w praktyce doprawdy zdumiewa.

Czasem widuję w Oslo postawnych śniadych brodaczy, muzułmanów, ktorzy wydaja mi się być Wikingami XXI wieku. Wypełniają jakby tę lukę po prawdziwych Wikingach, podczas gdy Norwegowie coraz bardziej niewieścieją (a jak mówią ostatnie badania, męski wzór seksapilu zmienił się na bardziej zniewieściały właśnie - prawdopodobnie w następstwie używania przez kobiety pigułek antykoncepcyjnych).

Tyle że ci postawni Persowie to nie żadni wojownicy, a uchodźcy albo nawet emigracja zarobkowa. A przecież Wikingowie to jedyni, którzy do Ameryki przybyli nie za chlebem (jak wiadomo, im chodziło tylko o kobiety). I po dziś dzień wydaje się, że Norwegii jak mało komu w Europie zależy na partnerstwie w kontaktach ze Stanami - na co zresztą ich akurat stać. W końcu są w pierwszej trójce PKB per capita na świecie (z Liechtensteinem).

A jednak decyzja komitetu noblowskiego odczytana została jako wyjątkowo służalcza wobec Stanów. Nie ma co przytaczać wszystkich argumentów, bo znane są na pewno w Polsce. Warto więc skoncentrować się na fakcie szczególnie dla Polakow istotnym, lecz nie wiem, czy podnoszonym. Szefem komitetu noblowskiego jest nie kto inny, jak Thorbjørn Jagland - marszałek ustępującego norweskiego sejmu, a od niedawna sekretarz generalny Rady Europy. Trudno, żeby pełniąc tę funkcję odważył się wręczyć Nobla któremuś ze światowych dysydentów, zadzierajac np. z Chinami. Wybór musiał być więc - mówiąc eufemistycznie - ostrożny. Stąd też jeszcze przed ogłoszeniem werdyktu, tutejsza praca krytykowała fakt, że Jagland nie rozstał się z komitetem.

Jagland broni sie m.in. tym, że także Lech Wałęsa otrzymał nagrodę zanim jeszcze doprowadził do upadku komunizmu. Nie zauważa różnicy! Nasz Włodzio może czuć się znów niesmacznie, nie ma szczęścia do ludzi o nazwiskach na 'J'.

Ale Włodzio to niejedyny przegrany tego rozdania. Obama jest 4. prezydentem USA, który otrzymuje Nobla. Niewątpliwie osamotniony może czuć się Bill Clinton, który - węsząc trop Jimmiego Cartera podjął się ostatnio udanej przecież misji mediacyjnej w Północnej Korei. Ale pokojowe Noble dostają to Carter, to Obama, to nawet z-ca Clintona - Al Gore. A Bill nie - choć przecież nie tylko na arenie międzynarodowej zasłużył się dla szerzenia miłości. Taki pokojowy Nobel dla trójkąta Clinton-Clinton-Lewinski miałby już precedens w historii nagrody: Rabin-Peres-Arafat.

O trójkątach przy tej okazji mówi się zresztą więcej. I tak, żart rysunkowy w The Arizona Star powiada, że tegoroczną pokojową nagrodę Nobla otrzymuje Barack Obama, nagrodę naukową Michelle Obama za chemię, która jest między nimi, a literacką - ten, kto napisze Barackowi mowę z okazji odbioru nagrody.

Czekam więc na telefon z Białego Domu.