poniedziałek, sierpnia 16, 2010

NORGES LOVER (65) Porsche Guevara

Oslo to miasto teatrów - pomyśli niezorientowany turysta, spoglądając na mapę. Nabierze jednak podejrzeń, nie mogąc się połapać, jak do tych teatrów dotrzeć metrem. Któregoś dnia nerwowych poperegrynań po mieście zrozumie może, że to „T“ to me-T-ro właśnie.

Od kiedy ja odpuściłem sobie interpretację teatralną, nigdy już nie zastanawiało mnie, co oznacza skrót „T-bane“. T-ajemnicę obnażyła dopiero jedna Szwe-T-ka, zawsze używająca T-ej nazwy w pełnym rozwinięciu (tak mówią w Sz-T-okholmie): „tunnelbana“. Kto przyszedł na świat przez cesarkę, niech wybiera się więc do Norwegii, gdzie z nawiązką nadrobi deficyty w przechodzeniu przez T-unel. T-yle o li-T-erce o-T-cinka.

Skoro już o odstępstwach od standardu. Ciekawe, że to metro, na które się spóźnię, zawsze odjeżdża punktualnie. Inaczej niż następne (na które muszę czekać jeszcze dłużej i zdążyłbym, nawet gdybym się spóźnił). W takich momentach rozumiem dopiero, co oznacza „wycięty z metra“.

Same wozy metra są białe. Ale linii jest w Oslo sześć, w sam raz, by namalować ich schemat przy użyciu kilku podstawowych kolorów. Wygląda to akurat ładnie, ale skoro już o tym piszę, przypomina się to, co zwykłem nazywać „marketingiem przedszkolaka“. Kiedy Polska Agencja Rozwoju T-urystyki projektowała jakieś logo, wyglądało tak, jakby przyświecała jej myśl: jak narysować to, używając wszystkich kredek.

Ale to było jeszcze przed kryzysem. Teraz na szczęście nastał deficyt kredek - a to przełożyło się na wzrost estetyki logotypów. Kryzys wywołali następcy komunistów - chińscy maklerzy. Jak donoszą gazety, na giełdzie gra w tej chwili więcej Chińczyków niż jest zapisanych do partii komunistycznej! A kto za kryzys zapłaci? Pewnie Wenezuela, kolejny z niewygodnych eksporterów ropy. Pisałem już o tym, że widziano Hugo Chaveza na rowerze Atomica. Taka nazwa to dowód podwójnie niezbity w porównaniu z tymi z Iraku. A że w Wenezueli z grubsza podobne strefy czasowe, co w Stanach, chłopcy przynajmniej nie będa musieli odsypiać transmisji meczów (co w Iraku i Afganistanie okazało się mieć negatywny wpłw na morale armii).

A za rok Copa America w Argentynie! Jako fan południowoamerykańskiego futbolu, czerpałem wielką radość z pracy dla Juana Carlosa - tutejszego Maradony stołówek. Jesienią uczył mnie pracy w kuchni. Jeden dzień z nim daje więcej niż niejedno szkolenie biznesowe.

Facet jest tytanem optymalizacji pracy. Przy nim pragnienie komiwojażera nie ma szans. W najmniejszej ilości ruchów potrafi przygotować posiłek, zanieść z kuchni na salę, i to tak, by wracając zabrać akuratnią liczbę naczyń do zmycia. - Nigdy nie wracaj z sali z pustymi rękami! - powtarzał, mijając mnie w drzwiach. No to wziąłem to sobie dobrze do serca!

Nie wiedzieć czemu, nigdy już do tej pracy nie wróciłem.