niedziela, grudnia 26, 2010

Lübeck (Quebec)

W Lubece na głównej bramie miejskiej inskrypcja SPQL, czyli Senatus populusque Lubecensis. Widoczny znak miejskiej emancypacji na wzór rzymski. Patrzę tak i myślę sobie, jak bardzo niewygodnie musiało być starożytnym Rzymianom pisać „SPQR“ w SMS-ach, przecież wszystko to jeden klawisz! (Z ich cyframi też zresztą nie mieli lekko).

Kolejny symbol Lubeki i Niemiec w ogóle: dwugłowy orzeł. To jasne, że musiał powstać tutaj, w ojczyźnie liczenia obłożenia pociągów. Nie raz przy liczeniu wsiadających wydaje mi się, że ktoś ma dwie głowy. I jak tu się potem dziwić, że średnio co druga głowa odmawia odpowiedzi w krótkiej ankiecie? Siadają jak popadnie, jakby nie mogli się podzielić: tu chętni do ankiety - tam nie. Chyba wywieszę stosowne kartki - na wzór norweskich pociągów, gdzie obowiązuje podział na wagony z konduktorem i bez (dla tych, co mają bilet i jedną głowę, której nie chcą, by im zawracano).

Niemcy to jednak nie Norwegia: kawa jest tu paskudna. Ale nie narzekam, bo na stacji Bad Kleinen (zgodnie z jej dewizą: mniejsze zło) dostaję kawę ze zniżką. Na szczęście nie pytają, czarne czy białe cappuccino (po prostu czasem dają je bez mleka).


Wracam do lektury Financial Times Deutschland. Po nieudanej fuzji doradczej firmy Roland Berger z Deloitte piszą, że z planów zawojowania świata Bergerowi wyszła wycieczka nad Bałtyk. Zacieram ręce, bo może go tu spotkam na którejś ze stacji przesiadkowych nad morze? Ale choćby nawet, to jak go poznać, kiedy ankieta jest anonimowa...

„Czy to jest anonimowe?“ - to pytanie które słyszę często. Raz mówię, oczywiście, a na koniec proszę całą grupę o próbki DNA. No tośmy się pośmiali i poszedłem dalej. Wracam, a oni mówią, że mają dla mnie próbki! Jeden powiada, odciął sobie dla mnie nawet palec. I pyta, czy może coś wygrać. - Jasne, - odpowiadam - Palec!

Inna jest dynamika obdarzania zaufaniem przez podróżnych ze Wschodu... Jeden Białorusin jak się rozgadał! Zdradził mi wszystko, imiona dzieci, nazwiska przełożonych, taktykę Układu Warszawskiego w latach 80., ale kiedy pytam, jaki ma bilet, rzuca podejrzliwe spojrzenie i wcycofuje wsobnie. Wreszcie nachyla się podejrzliwie: - A ty aby na pewno nie ze służb?
Ja na to trzeźwo: - Czy jak bym był ze służb, to bym w ogóle grzecznie pytał?
- Prawda! - chichocze dobrodusznie i rozpogadza się, pokazując drzwi - Ani to jaja w dwiery!