niedziela, grudnia 19, 2010

Morse, Eskimosi i szatan z pierwszej klasy

Mój pradziadek był zawiadowcą stacji i umiał telegrafować alfabetem Morse'a. Cała rzecz polegała - mówił - na tym, by nie wystukiwać kropek i kresek, a przeciwnie: robić przerwy w ciągłym sygnale. Chociaż już się nie telegrafuje, ten pradawny zwyczaj zachował się na kolei do dziś. Zamiast rozkładu jazdy obowiązuje rozkład przerw w jeździe. Szczególnie zimą.

Jest śnieg - są Eskimosi, myślę sobie, przyglądając się owiniętym w futra pasażerom pociągu o jakże azjatyckich rysach twarzy. Ale są to rdzenni obywatele wschodnich Niemiec - zgermanizowani Słowianie miejscami wzmocnieni DNA Armii Czerwonej.

A poubierani w futra, bo wysiadło ogrzewanie. Ja dobrze wiem, jak sobie poradzić w takiej sytuacji: Pałkiewicz radzi, by rozpruć brzuch renifera i schronić się w środku. Tyle że renifer został w szwedzkiej lodówce.

Najgorzej jest w 1. klasie, gdzie sople zdają się tworzyć urocze świąteczne świecidełka w kształcie jedynki. Pewnie przez klimatyzację.
- Dla nich to żaden problem - stwierdza maszynista. - Ci, co jeżdżą pierwszą klasą, to w domach w ogóle nie ogrzewają.

Jeden taki odmawia udzielenia odpowiedzi. Mówi, że u niego w Hesji, ilekroć prowadzono takie badania, znikały połączenia. Kiwam ochoczo w duchu, na głos zaprzeczając. Zaczynamy dyskutować, głównie oczywiście o bajzlu na kolei. Pocieszam go więc, że w Polsce jest jeszcze gorzej. Trochę go tym zmartwiłem, bo ma zamiar towarzyszyć Niemcom na Euro 2012. Opowiadam o trudnościach, jakie go mogą spotkać.
- W takim razie mam nadzieję, że przynajmniej nie będziemy musieli grać na Ukrainie - kwituje.
Na następnej stacji ochrona wyciąga mojego rozmówcę z pociągu. No, uważam, że to skandaliczne, by w miejscach publicznych powątpiewać w to, że Niemcy dojdą do finału (który jak wiadomo, rozegrany zostanie w Kijowie).


Po kilku godzinach jazdy w krytycznym zimnie dosiada się konduktor. Wysłuchawszy spokojnie, w czym problem, przystępuje do działania.
- Trzeba umieć sprzedać produkt! - mówi, rozebrawszy się do koszulki z krótkim rękawkiem. Kilka razy przechodzi po pociągu w tę i z powrotem, tak że podróżni od razu się rozchmurzają. Widać, podzieliliśmy się rolami dobrego i złego... konduktora - znowu muszę dzwonić po ochronę, gdy jedna ze stałych bywalczyń tej trasy skarży się:
- I po co my panu odpowiadaliśmy na tę ankietę, znowu zdrożały bilety!
Ech, ludzka niewdzięczność! Niech się cieszy, że nie skasowali tego połączenia.