niedziela, listopada 20, 2011

Nad Niemenem, 7

Każdego roku w Europie gluty zabijają tysiąc osób! - czytam w niemieckiej prasie („Glut“ to żar). Od połowy listopada papierosy sprzedawane w Unii muszą odpowiadać nowej, bezpieczniejszej specyfikacji. Ma to ograniczyć liczbę takich śmierci o 40 procent. Im bliżej ustnika, tym mniej powietrza przepuszcza bibuła, tak że pozostawiony papieros sam zgaśnie. (Ciekawe, kiedy podobnie zabezpieczą chusteczki higieniczne).

Dopiero co odkryty w Unii gasnący papieros znany był powszechnie w PRL (choć pewnie powodował to skład mikstury, a nie cwana bleta). Moja mama wspomina, że w latach 70. i 80. w paleniu zagranicznych papierosów przykre było właśnie to, że pozostawione na chwilę, całe się jarały. Nasze krajowe za to gasły i można było je później spokojnie dopalić jak cygaro. W owym czasie jako szkrab biegałem z paczką papierosów do drzwi, częstować gości. Najpierw były to Caro, w niebieskiej paczce, potem (czerwone) Carmeny. Wytrwałem w tym zdrowym nawyku biegania, na studiach przewożąc tytoń przez granicę. To jak wszyscy - powie ktoś. Tyle że ja akurat kursowałem w drugą stronę: z Niemiec do Polski. Z Polski wypływały papierosy - bo tańsze, ale ja, to paliłem (dosłownie) pełną gębą: kupowałem więc cygara.

Na granicy do pociągów wpadał patrol straży granicznej i trzepał wszystko, co się ruszało w wagonie. Sprawdzali za siedzeniami, pod sufitami, w toaletach. Pomysłowość ludzka nie znała granic - zawsze po wyjściu patrolu znajdował się cwaniak, który coś wyciągnął z jarzeniówki, szyby, puszki piwa... Nie inaczej było na wschodniej granicy, z tymże bardziej. Po prostu bardziej. Wszystko bardziej! Przejście kolejowe w Kuźnicy Białostockiej... Jedzie z nam w przedziale starsza pani. Dopóki pociąg jechał, nie budziła żadnych podejrzeń. Aż wstajemy do wyjścia - tylko ona coś nie może. Musieliśmy ją podnosić - tak była wypchana workami ze spirytem.

Krążył wtedy taki żarcik. W anonimowej ankiecie pytają celników, w ile czasu uzbierają na mercedesa. Ci na zachodniej granicy odpowiedzieli, że w miesiąc. Za to na wschodzie - ku wielkiemu zdziwieniu autorów ankiety - twierdzili, że potrzebują całego roku! Poproszeni o wyjaśnienie, odpowiadali, że przecież Mercedes to duża fabryka.

Te ciągłe kontrole na granicach - miało to swój urok! I jakiś sens socjalizacyjny. Byliśmy jak jedna wielka rodzina. I było z kim pogadać na granicy, a nie jak dziś, tylko sms-y z numerem ambasady (żeby to chociaż zapraszali na raut...). Nie ma co: wielkieś mi uczyniła pustki, moja droga Schengen, rozszerzeniem swoim! Kto by pomyślał, że i u nas tak będzie, kiedy przed 10 laty wjeżdżaliśmy do Bazylei. Jak poprosiliśmy o szwajcarskie pieczątki w paszportach, przez 10 minut podkręcali datę.