niedziela, grudnia 21, 2014

NORGES LOVER (87) W poszukiwaniu straconego hajsu

Zasada, którą miałem: nie zadawać się tu z Polakami, okazała się nie ograniczać do Norwegii. Wolę już jednak, gdy moja wiedza o ludziach kończy się na tym, gdzie kto mieszka. A pomyśleć, że są i tacy, dla których nawet już tego za wiele: Czy pójdziesz zrobić pipi u hrabiny Kaka, czy kaka u baronowej Pipi, to na jedno wychodzi - powiada u Prousta baron de Charlus.

W gazecie napisali, że szefowie pół dnia spędzają na spotkaniach. W zasadzie też tak mam, biorąc pod uwagę lustra w windach. Jeden co tak zaczynał został potem premierem Norwegii, a teraz jest sekretarzem generalnym NATO. Czy obecna pani premier roznosiła gazety? Sądząc z postury, szczerze wątpię...

Chcesz stracić na wadze? Wstań wcześnie i zrób traskę z gazetami - pisze w naszym pisemku Per-Thomas, któremu przed laty nigdy nie odmawiałem, włącznie z najzimniejszą nocą sezonu, a który teraz awansował na zastępcę szefa regionu.

Chcesz zredukować stres? wstań wcześniej i pomedytuj. Co czynię przed balzakowskim setem nazwisk z domofonu, po czym jak mantrę powtarzam numery alarmowe. Awaria windy: zero-H-E-I-S (WINDA). Zarząd: zero-K-O-N-E (ŻONA).

Chcesz być mądrzejszy? wstań jeszcze wcześniej i poczytaj. No to czytam Prousta. Dzięki Paryżowi fin fe siècle rozumiem wreszcie tabliczki: "Winda bez szofera" (wcześniej myślałem, że wiszą tu tylko ze względu na premiera). Raz liftboy zabawia tam narratora natchnionym monologiem:

Pan wie, proszę pana, moja siostra to wielka dama! (...) Bardzo jest też dowcipna. Kiedy wyjeżdża z hotelu, zawsze się wypróżni do szafy, do komody, żeby zostawić pamiątkę pokojówce, która będzie musiała sprzątać.

Natychmiast porzuciłem marzenie o "kupie hajsu".