wtorek, lutego 10, 2015

NORGES LOVER 90s bitch!

Znacie ten skonsternowany wzrok dziewczyny i wycedzone niepewnie:
- Ale robiłeś to już kiedyś...?!
No, to ja już też to znam. Gorączka sobotniej nocy... z gazetami.

W jednej klatce mam klientów o nazwiskach Ung (Młoda) i Wilk. Młoda i Wilku w jednym stali domu, nucę, imaginując sobie ich spotkanie w windzie. Za sprawą nowej ekranizacji z Johnnym Deppem więcej rozmyślam o wilku... A był czas, że zaprzątały mi głowę młode dziewczęta. Przypomniał mi o tym norweski debiut roku 2013: Młoda dziewczyna, dorosły mężczyzna.

Zapłakałem nad rajem utraconym, bo teraz już coraz gorzej rozumiem się z młodymi dziewczętami. Kiedyś to zdarzało się tylko incydentalne, gdy na przykład panna dziwiła się, że te dinozaury chcą się odmłodzić, nagrywając piosenkę Sheryl Crow. Ale przecież każde pokolenie tak ma. Ja sam zawsze brałem Always On My Mind za utwór Pet Shop Boys.

Dziś zaś nie rozumiemy się systemowo. Nie mogę dostarczyć paczki, bo nie znajduję nazwiska na drzwiach. Sprawa wraca do biura, które dodaje mi szczegółowy opis od klientki: „czerwone drzwi z szóstką na szybce”. Dziwne, myślę sobie, bo tu nie ma żadnej numeracji drzwi, na pewno nie w tej klatce. Ani drzwi ze szkłem... poza wejściowymi. I rzeczywiście panna dokładnie opisała drzwi do znanej mi dobrze klatki numer 6, ale tabliczki z nazwiskiem na drzwiach mieszkania jak nie było, tak nie ma.

(Ja też kiedyś swoim gościom od razu pokazywałem drzwi, ale to dlatego, że miałem tam przyszpilone woreczki z herbatą).

Czasem na pierwsze przejścia nowych tras dają mi instruktora, jak kiedyś na samym początku Szalonego Niemca zwanego Crazy German. Że niby ważne, by nie było potem skarg... Trochę bez sensu, bo sam pracuję na zastępstwa, więc nie pochodzę tak długo. Pewnie chodzi o to, myślę sobie, by kolesie zarobili. Znam ten myk, dawno już tutaj pisali, że taki np. urząd od budowy dróg wydaje więcej na konsultantów niż na asfalt.

Ale kiedy na takie szkolenie przychodzi dziewczyna z Kamerunu, czuję się trochę dotknięty. Sprawa tradycyjnie nabiera rumieńców w windzie. Po jej „Ale robiłeś to już kiedyś...?!” dociera do mnie, że to ja szkolę ją... Czego bym się nie domyślił, bo tej trasy wcale nie znam. Wziąłem ją raptem na zastępstwo ten jeden raz. No to, myślę sobie, dołączyłem do kliki kolesi. Próbuję jednak zachować pozory. - Partly... - odpowiadam, rozpoczynając wywód, jak to w Oslo ubiegłej jesieni pozmieniano wiele tras... I znów jest jak kiedyś nad morzem. Wózek staje się cięższy, bo choć gazet ubywa, przybywa śpiącej Kamerunki.

Kiedy przed rokiem Aftenoposten zyskał nowego naczelnego, pozyskanego z tabloidu, pierwszy wstępniak opisywał, jak pokonuje noc w towarzystwie śniadej roznosicielki gazet. Ciekawe, czy on też nie dał jej ciągnąć...