czwartek, października 15, 2015

NORGES LOVER (99) Gazeciarze, którzy mówią „Ni”

Jednego dnia w jednej z central roznosicieli gazet liderka załamuje ręce: nagle dziewięć tras do pilnego obsadzenia.‎ Co oni, wszyscy pojechali w Bieszczady? – myślę sobie. Dlaczego nikt nigdy nie pomyśli o mnie!?

Fakt, że może miejscowych niespecjalnie tu zdobyłem... I wiem już dlaczego. „Morna” to wcale nie takie ich „bry!” jak po niemiecku, a raczej „spier...”. Zrozumiałem to przed rokiem po wieczorze wyborczym, kiedy szefowa skrajnej prawicy pożegnała w ten sposób ustępującego premiera z Partii Robotniczej.

Za bardzo zawierzyłem podobieństwom do niemieckiego. A przecież nie powinno się tak łatwo ufać komuś, kto „Dopóty” uznaje za imię żeńskie. Za dużo jednak czytałem na studiach Kanta w oryginale, no i te jego liczne ekranizacje z mamą Erica Cartmana („Kupa we mnie” itd.). Najbardziej na tzw. „fałszywym przyjaciołach” w języku przejechałem się tutaj, gdy raz zapytałem w centrali: „Kiedy zamyka się zamek?”. – „Ni”. – „Aha, czyli nigdy” – pomyślałem. Stojąc tego dnia pod zamkniętymi drzwiami, nauczyłem się, jak jest po norwesku „dziewiąta”.

Nowo poznane pojęcia nagle atakują zewsząd. Odbito tylko 1/9 terenów IS, bo irackie wojsko boi się walki w otwartym polu. Ponadto, jak donosi najwyższy tam rangą wojskowy duński, sprzęt, który otrzymał dowódca, stanowi tam o jego statusie, nikt nie chce więc ryzykować jego utraty bądź zniszczenia. „Genialne!” – myślę, biorąc się za wypełnianie formularza nominacji do pokojowego Nobla. Doczytuję jednak dalej: „O ile go jeszcze nie sprzedał”.

O pokojowym Noblu zaczęto tu za to mówić coraz głośniej dla Angeli Merkel. Byłby oczywiście zasłużony, jak i dla kilku jej poprzedników, bo to jednak osiągnięcie być kanclerzem Niemiec i nie wywołać wojny, ale dajmy jej więcej czasu – w końcu nie opuściła jeszcze stanowiska. W każdym razie w przyrodzie obudził się ostatnio niemiecki duch, jak w zasadzie zawsze jesienią. Aftenposten pisze o VW Garbusie: „Jeden z niewielu dobrych pomysłów Hitlera... który i tak skończył się skandalem po 90 latach”.

W weekendowej „Walce klas” facet wspomina o fanzinach, mówiąc, że były to czasy, „kiedy skrzynka pocztowa była bogiem”. (Mam łzy w oczach, jak zawsze, gdy ktoś doceni moją pracę). „Mieliśmy po dziewięć lat, kiedy zaczął się metal” – opowiada. Coś musi być w tej liczbie, bo ja miałem dziewięć lat, kiedy ujrzałem pierwszy raz (i kolejne 99) film The Wall. Przypomniało się znowu, gdy we wrześniu poszedłem tutaj na przedpremierowy pokaz filmu Watersa.

Co jeszcze... Dziewięć („ni”) na dziesięć („ti”) tabletek na gardło nie przynosi żadnego efektu. Znany efekt placebo, obcy mi tylko przy muzyce zespołu o tej nazwie. W Stanach 9 na 10 katolików oceniało pozytywnego papieża, teraz tylko 8. To wolta dobrze znana chrześcijanom. W końcu październik to nasz 10. miesiąc, acz nominalnie: ósmy (okto-ber).

Ostatecznie Komitet Noblowski powiedział: „Ni chuja, pani Merkel!”. Z tą chwilą media zmieniły ton, w miejsce peanów na cześć kanclerki mnożąc gorzkie analizy jej entuzjastycznej bezmyślności wobec uchodźców. W Polsce powiedziałbym, że media dostały nowe wytyczne z Niemiec; ale tu nie wiem, co powiedzieć. Zacinam się więc na „ni”, co zresztą jest mi bliskie jako fanowi muzyki lat 90. („Nittitallet”). Wraz ze mną, jak donosi prasa, zacina się Janet Jackson.