poniedziałek, grudnia 21, 2015

NORGES LOVER (108) Cześć Tereska!

Jeszcze nigdy dziewczyny, które rzucałem, nie były tak szczęśliwe. Na pierwszych stronach gazet reprezentacja piłkarek ręcznych po zdobyciu kolejnego złota. Po siedmiu tłustych latach siedem chudych, jak cytują tu jakiegoś I. Moseboka - ale w reprezentacji obowiązuje inna księga, mówią: po siedmiu z rzędu razach w finale wcale nie mają zamiaru się zatrzymać.

Myślałem długo nad rzekomym podobieństwem dziewczyn i pracy i zrozumiałem wreszcie, że jest ono złudne i powierzchowne. Z pomocą przyszedł mi Karol Marks, wyjaśniając różnicę miedzy konsumpcją a samorealizacją. Pierwsza przychodzi łatwo i powoduje szybkie zaspokojenie, a co za tym idzie rychły głód nowych doznań. Doznania i zadowolenie z drugiej wzrastają i umacniają się z czasem: żmudne z początku ćwiczenia zaczynają przynosić radość w miarę postępu umiejętności.

Odpowiednią strategię przyjęła więc Therese Johaug, udzielając wywiadu po pierwszym biegu w tym sezonie. «Spokojnie, za nami dopiero jeden weekend...» rzuciła z ekranu, patrząc mi prosto w oczy, po czym dodała: «Jeszcze ich wiele przed nami!». Jadłem akurat pizzę u Libana przy ulicy nomen omen Teresy. Któż inny mógł więc zostać oficjalną muzą tego bloga, odkąd Marit Bjørgen jest już dla nas stracona (trafiona - zapłodniona)? «Będziemy trzymać dłoń na jej pulsie, co samo w sobie wydaje się już przyjemnym zajęciem», jak rzekł Kydryński.

Czymże byłby jednak związek mężczyzny i kobiety bez challengerki, którą dotąd była Tereska? W tej roli doskonale zapowiada się Heidi Weng, choćby dzięki uroczemu zapewnieniu z tego samego weekendu: «Bywam największą idiotką świata». Po tym jak za wcześnie zjechała na metę, chcąc już skończyć bieg, obiecuje nie spocząć na laurach. «Jestem zdolna do wszystkiego» mówi i dodaje obiecująco: «Następnym razem może pobiegnę w drugą stronę?». Czemu nie? Wiadomo przecież, że pobiegnie tam, gdzie ja stanę.