piątek, grudnia 11, 2009

NORGES LOVER (38) Nobel nad morzem

(tytuł nie zdziwi nikogo, kto wie, że Haruki Murakami dostał nagrodę Kafki za powieść „Kafka nad morzem“).

Barack Obama dostał Nobla, bo się dobrze zapowiada. A ja to co, może źle się zapowiadałem?

Niestety, najinteligentniejsi mają pod górkę, o czym donosił przed paroma tygodniami piątkowy magazyn Aftenposten. Jeden z najinteligentniejszych Norwegów (IQ 180) montuje zawodowo stereo w samochodach. „Dlaczego nie rozwiąże problemów światowego kryzysu czy ocieplenia klimatu?“ - pyta redakcja (a ja dopowiadam: „Albo żeby chociaż zamiótł te cholerne liście z torów metra!“)

Jak pisze w The Outliers Malcolm Gladwell, powodzenie człowieka rośnie wraz z jego inteligencją, ale tylko do pewnej wartości granicznej. Powyżej IQ 120 jest już człowiekowi coraz trudniej na świecie. Się po prostu nie dostosuje. I roznosi gazety w obcym kraju, jak ja czy szalony Niemiec zwany Crazy German. Albo tak, jak Grady Towers, który zginął przed dziewięcioma laty, pracując jako stróż nocny w parku w Arizonie. Jego iloraz inteligencji otworzył mu drzwi do Mega Society, najbardziej elitarnego klubu superinteligentnych, witającego jedną osobę na milion. Prometheus Society przyjmuje jednego na 30 000, Triple Nine Society - jednego na 1000, a Mensa - co pięćdziesiątą osobę.

Za to kartę Smart-clubu może mieć tutaj każdy, bo to karta rabatowa jednej sieci marketów. Wprawdzie zupełnie mi niepotrzebna, bo w Oslo są tylko takie dwa, i to na obrzeżach, ale zaopatrzę się w taką przed powrotem do Polski. Będę ją w kraju zawsze „przypadkowo“ wyciągał zamiast każdej innej.

Wprawdzie nie rozwiązałem trudniejszego z dwóch zadań, jakie zamieszczono w artykule, ale przecież co ja się tutaj miałem z tymi skrzynkami pocztowymi! Albo z tą wieżą przed dworcem w Oslo. Ma pięć pięter opasanych świecącymi na czerwono kręgami. W zeszłym roku chodząc na roznoszenie gazet codziennie utyskiwałem, że któryś z tych zestawów nie świeci. No ale codziennie też się to zmieniało - i to świeciło się coraz więcej. Aż zrozumiałem nareszcie, że w ten sposób na wieży prezentowane są dni tygodnia. Poniedziałek - 1. piętro, wtorek - 1. i 2. i tak dalej, aż w piątek świeci się cała wieża (w weekend znowu jakieś kombinacje, których nigdy już nie rozgryzłem).

Ciekawy to eksperyment, tym szczególniej, że i tak nikt nie rozumie, o co chodzi z tymi światłami. Może to więc jakieś kolejne stowarzyszenie typu jeden na milion?

Inteligencja miejscowych, a właściwie jej brak objawia się (o ile brak może się objawiać) w otwieraniu drzwi metra. Żeby drzwi się otworzyły, wystarczy raz nacisnąć przycisk w dowolnym momencie po ich uprzednim zamknięciu. Otwierają się z pewnym opóźnieniem od zatrzymania pociągu, przez co wielu gubi się, wciąż naciskając w popłochu przycisk. Najlepsze, że drzwi się przecież kiedyś wreszcie otwierają, w związku z czym delikwent jest przekonany o skuteczności swojej strategii!

Przyznam się, że ja zawsze gubię się robiąc coś po raz pierwszy, no ale ileż razy można po raz pierwszy otwierać drzwi w metrze? (No tak, rozumiem, przecież raczej nigdy nie są to akurat te same drzwi). Czyli ogólnie ludzie są tutaj tak samo głupi, jak gdzie indziej. I tak samo wpychają się na chama do tramwajów i metra, nie przepuszczając wychodzących. To taki mój absolutny test na mądrość zbiorowości, w nawiązaniu do testu Sonny'ego z „Prawa Bronxu“ Roberta de Niro.

A w Polsce nadinteligentnych zostało więcej. Kiedy rozesłałem znajomym zaproszenie do wejścia na mój blog, stowarzyszenie Irasiad obsiadło kamienicę przy Miodowej w Szczecinie. Ciekawe, co na to mój sąsiad, któremu często przeszkadzała za głośna muzyka. Raz mi napisał w sms: „kreska na potencjometrze i będzie cacy“. No jasne, po kresce zawsze jest cacy, ale trzeba już być na niezłym haju, żeby ją wciągać z pokrętła!