środa, marca 10, 2010

NORGES LOVER (53) Krwawe głody w oku liczności

Nadeszło opamiętanie! Już wiem, jak się nazywam. Wyrobiłem sobie norweską legitymację. Nigdy bym na to jednak nie wpadł, gdyby mnie nie zmusiło tzw. oko liczności (skąd to w ogóle, to pojęcie?).

Otóż w marcu zdecydowanie się wypogodziło i nastał ten znienawidzony przez gastarbajterów czas, gdy Norwegowie nie chorują. Jesienią był to cały tydzień - teraz znacznie dłużej (co pozwala liczyć, że norma na ten rok została już wyczerpana).

Mając sporo czasu postanowiłem udać się wreszcie do tutejszej stacji krwiodawstwa. Przed ponad dwoma laty poinforomowano mnie tam, że muszę mówić po norwesku. Tym razem zjawiłem się swobodnie dowcipkując w języku urzędowym, by krok po kroku pokonywać coraz dalsze przeszkody. Wypełnienie ankiety przyszło mi z łatwością - z grubsza jest podobna do naszej. Teraz pozostawało czekać na wizytę u lekarza, ale to przecież formalność.

Przez wielke „F“, jak się okazało. Zabrakło mi bowiem legitymacji ze zdjęciem - wystawionej w Norwegii. Polski dowód czy paszport się nie liczą. Jak zdobyć taki dokument? Opiszę to innym razem. Dość rzec, że w środę już ją miałem (w sposób zgodny z prawem). W piątek ponowiłem więc trudne zimowe podejście pod stację krwiodawstwa. Tym razem wszystko zdawało się mi sprzyjać.

Na rozmowie z lekarką dumnie przedłożyłem legitymację. Pani przystąpiła do czytania mojej ankiety.

Zaczęła się nad nią pastwić z semantycznym sadyzmem. Przeszedłem wszystkie pytania o choroby, których nie przeszedłem. Gorzej już było z pytaniem o wielu partnerów seksualnych. Zawsze zaznaczam, że nie mam wielu, w końcu zależy to od własnego pojmowania „wielości“, a to już kwestia światopoglądowa (może to jest właśnie to „oko liczności“?).

Pani doktor chciała jednak dowiedzieć się wszystkiego o mojej JEDYNEJ wybrance. Zaczęła pytać: - A z kim, a od kiedy, a jakiej płci... A Polka czy Norweżka? Zacząłem coś jąkać na poczekaniu. Najważniejsze, że dobrze zapamiętałem liczby z broszurki, informując, że mój monogamiczny związek funkcjonuje już 8 miesięcy (osoby w związkach poniżej 6 m-cy odprawiane są z kwitkiem). I tak sobie konfabulując, ze zdumieniem widzę, że pani wszystko to zapisuje! No dobra, myślę, pierwsza wizyta, może to jakoś zrozumiałe. Pani jednak, jakby czytając w moich myślach (ale gdyby czytała, to bym już tam nie siedział) mówi - Zawsze tak zapisujemy, będziemy to odnotowywać za każdą wizytą. Osunąłem się z krzesła.

Postanowiłem w domu utworzyć sobie kartę postaci RPG, która będzie moją krwiodawczą laską. Szybko trzeba będzie nadać jej jakieś imię. Najlepiej z Shutter Island Scorsesego. Chyba że pani doktor łyknie Kotka jako polskie imię żeńskie. To by wiele uprościło. Z czasem, pomyślałem, trzeba będzie zadbać o zdjęcia, sms-y gromadzone na komórce, kupić sobie flakon damskich perfum, by zawsze NIĄ pachnieć. Ślub może jakiś, żeby nie budzić podejrzeń. Jej ulubione filmy, miejsca, pozycje. Założyć jej profil na facebooku...

Pomiar ciśnienia. 120/84. Puls w normie. Na wykrywaczu kłamstw bym nie wpadł. - Może jednak iść do polityki? - przechodzi mi przez myśl.

Załatwione. - Przed pobraniem pierwszej próbki proszę jeszcze tylko ustalić termin następnej wizyty - zachęca pani doktor, wręczając mi kalendarz.

- A nie wiem - mówię. - Załatwmy to jak wrócę z Polski, bo jadę na święta i tam na pewno też sobie coś oddam. Osoczko, plyteczki. To zgłoszę się po powrocie, ikke sant?*

- Co???

I to by było na tyle w kwestii mojego oddawania krwi w Oslo. Okazało się, że „ona sobie tego nie życzy“, abym ja oddawał krew gdzie indziej. I to nie tylko w innym kraju, ale nawet w innym mieście w Norwegii! Zawezwana na pomoc lekarka Polka także nie mogła zrozumieć, dlaczego ja się tak upieram przy prawie do oddawania krwi w Ojczyźnie. Starym harcerskim zwyczajem ogoliłem ją na łyso i wyszedłem.

Trzeba przyznać, że jednak mają sposoby na sprawdzenie, czy ktoś na pewno, w głębi duszy, szczerze i całym sobą jest monogamistą.

* co nie?