środa, marca 31, 2010

NORGES LOVER (60) Kochaj mnie i rzuć (do śmietnika)

Napis jak w tytule przeczytałem tu raz na śmietniku.

Jak wspomnieliśmy poprzednio, w Oslo jesteśmy świadkami niesamowitej koegzystencji ludzi wierzących naprawdę (napływowi Muzułmanie) i z-blazowanego z-połeczeństwa z-sekularyzowanego: Chrześcijan nie wierzących w zmartwychstanie Chrystusa (nazwijmy ich „aleistami“ od „wierzę... ale“).

Przypomina mi to podejście Marilyna Mansona do wierności. On jest wierny, ALE imieniu na przykład. Czyli jak dziewczyna ma takie samo imię, to nie zdrada. Albo jeśli on nie pozna jej imienia, itd. Ciekawe, czy tak samo ma z rasą: żadna zdrada, jak tej samej rasy (albo rasy nieznanej).

Ja myślę sobie, że tak samo jak „aleiści“, byłbym zdolny do monogamii - w jej ciut mniej ortodoksyjnej formie. Tylko jedna ALE z każdej rasy (o ile tylko dokonać odpowiednio szczegółowej klasyfikacji). Stojąc na kasie mam więc wśród klientek ulubioną Chinkę, Pakistankę, Norweżkę, Hinduskę, Turczynkę itd. Często są to córki klientów, ale niestety, najczęściej przychodzą ze swoimi facetami, a tym to tak z oczu patrzy, że pozostaje mi tylko samobiczowanie celibatem.


W drugim sklepie, gdzie układam towary, mam za to swoje ulubione kasjerki. Jedna z nich - Czeczenka - nie przyszła do pracy w dniu, w którym w Moskwie wybuchły dwie bomby w metrze. Zatrwożony zacząłem szukać w rosyjskich mediach rysopisów samobójczyń. W sklepie pojawiła się za to druga Czeczenka - zdcydowanie już nie moja ulubiona. Zawsze ponura i zła, że lepiej jej w drogę nie wchodzić - tym razem pogwidzdywała i cała była w skowronkach. Naiwni niech się dopatrują wpływu wiosny...


Kontynuując wędrówkę po globie. Niegdysiejszy prezydent Indonezji, Wahid miał rzec o swoich poprzednikach: Sukarno miał świra na punkcie seksu, Suharto - pieniędzy, a Habibie - na punkcie technologii.
Po czym skromnie dodał: A ja? Ja po prostu tylko mam świra.

A jak daleko może posunąć się szalony Niemiec? Tak, wiem, historia roi się od przykładów. Mnie chodzi jednak o mojego tutejszego przyjaciela, i o „daleko“ w sensie przenośni przestrzennej, nie metaforycznej. Szalony Niemiec zwany Crazy German opuszcza Oslo i Norwegię - bo, jak mówi, nie jest to miejsce, w którym by chciał, aby rósł jego syn. Przenosi się więc do kraju swojej żony: Etiopii.

Może w tym szaleństwie jest metoda. Zawsze to bliżej do Mistrzostw Świata w piłce nożnej. Nieco się jednak zasępiłem, bo co czeka mnie, skoro w przekonaniach i wrażeniach z tego kraju idę dzielnie śladami Szalonego Niemca zwanego Crazy German?

Cierpliwie wypatruję więc pierwszego spotkania swej ulubionej Etiopejki.