niedziela, marca 07, 2010

NORGES LOVER (52) Rukola! - ktoś woła mnie

Kiedy podchodzi do ciebie gość i mówi: „Wyskakuj z kasy“, grunt to zachować zimną krew. I spokojnie zrobić, co każe. Wylogowałem się więc, podając swój numer kasjera, uprzątnąłem stanowisko pracy, zastawiłem kasę taśmą i poszedłem za nim.

Potrzebowali mojej pomocy przy warzywach.

Pracując tak, myślałem tylko o tym, jak podzielę się tą nowiną z Japonką od warzyw (pracuje w innym sklepie, tam gdzie układam towary, a nie stoję na kasie). Wspólne zainteresowania to bardzo istotny element w relacjach męsko-damskich. Co szczególnie jest efektywne, gdy obeszło się bez wyjawiania imion.

Na bruderszafta nigdy nie jest za późno. Może spotkamy się za parę lat na kongresie warzywnym, kiedy to do mnie, jak to do uczestnika konferencji, przysiadać się będą młode damy oferujące nawiązanie bliższej znajomości, a do niej - jak to do Azjatki - inni uczestnicy konferencji w tożsamym celu.

To takie przykre, to stereotypowe postrzeganie rasy i płci. Trudno jednak się z niego wyzwolić, czytając w szwedzkiej gazecie trafną uwagę niejakiego Hansa Höjera. Rzecze on: „Kobiety stale utyskują na to, że otrzymują jedynie 85% pensji mężczyzn. Ale na litość boską - mają przecież jeszcze własne pensje!“.


Z podobnie bezwzględną logiką funkcjonuje poczta w Norwegii. Wciąż nie dotarła do mnie zamówiona w październiku na poczcie tabliczka z nazwiskiem na skrzynkę pocztową. No ale przecież jak ma dotrzeć, kiedy nie mam na skrzynce tabliczki z nazwiskiem? Wkrótce może się okazać, że nie przedstawiam się, bo już po prostu sam nie pamiętam, jak się nazywam.